- Tego dnia powinienem był zginąć kilka razy. Gdy zderzyłem się z samochodem, gdy dostałem się pod niego i gdy stanął w płomieniach - mówi 21-letni amerykański motocyklista, który przeżył dzięki bohaterskiej akcji świadków jego wypadku. Tłum ludzi zdołał podnieść płonący samochód i wydostać spod niego Brandona Wrighta. Mężczyzna obecnie dochodzi do siebie w szpitalu.
Do poważnego wypadku z udziałem Wrighta doszło w poniedziałek w mieście Logan, niedaleko Salt Lake City. Motocyklista zderzył się przy dużej prędkości z BMW. Wright nieprzytomny znalazł się pod samochodem, który stanął w płomieniach. Na szczęście przechodnie zdołali wspólnym wysiłkiem unieść pojazd i wyciągnąć rannego.
Drugie życie
Wright ma liczne złamania nogi, poparzoną stopę i jest mocno poobcierany, ale szybko dochodzi do siebie. Pomimo zastrzeżeń lekarzy wystąpił w czwartek przed kamerami, ponieważ chciał podziękować "bohaterom", którzy go uratowali. - Powinienem był zginąć kilka razy, ale tak się nie stało - mówił Wright. - To czyni moje życie niezwykle cennym. Będę przeżywał każdy dzień tak, jakby to miał być mój ostatni. Przecież tak może być - dodał 21-latek.
Pomimo poważnego wypadku, Wright mówi, iż nie zrezygnuje z jazdy motocyklem. Zapewnia, że nie chce zginąć, ale po prostu uwielbia jazdę na jednośladzie. - Przemieszczam się tym przez 95 procent czasu. Kocham to. Wiem, że to niedorzeczne, ale płakałem, gdy zobaczyłem mój motocykl zniszczony w wypadku - mówił mężczyzna.
21-latek zapewnił jednak, że gdy tylko wyjdzie ze szpitala to kupi sobie "najdroższy i najlepszy kask". Podczas wypadku jego głowy nic nie chroniło, ponieważ chciał przejechać tylko kilka kilometrów z domu do uniwersytetu i nie założył zabezpieczeń. Sam fakt, że nie doznał poważnych obrażeń głowy jest określany przez lekarzy jako bardzo szczęśliwy przypadek.
Źródło: CBS News