Po rozbrojeniu w lipcu oddziałów rebelianckich nielojalnych wobec samozwańczych władz w Doniecku ich przywódcy trafili do piwnic, w których są bici, torturowani i morzeni głodem. Pisze o tym rosyjski portal Gazeta.ru, który dotarł do jednego z byłych więźniów.
"Jeden z dowódców oddziałów kozackich opowiedział nam, w jakich warunkach rebelianci przetrzymywali swoich byłych współtowarzyszy, i dlaczego ich bili, torturowali i morzyli głodem" - pisze Gazeta.ru.
Rozmówca dziennikarzy przedstawia się jako Mikołaj. Był jednym z dowódców oddziałów kozackich zbuntowanych przeciwko samozwańczym władzom w Doniecku.
"Zgodnie z konwencją genewską"
- Jaki miał pan status: więźnia, podejrzanego czy oskarżonego? - pyta Mikołaja dziennikarz.
- Jeniec. To, że uwięzili mnie "swoi", niczego nie zmienia. Jesteśmy typowymi jeńcami, podobnie jak żołnierze ukraińscy. Z tą różnicą, że oni są przetrzymywani zgodnie z konwencją genewską: dobrze karmieni, mogą zatelefonować do bliskich, wychodzą na spacery. My jesteśmy traktowani inaczej - pada odpowiedź.
Kogo ze swoich byłych współtowarzyszy więżą rebelianci?
- Dowódców oddziałów lub zwykłych żołnierzy, który trafili nie do tych jednostek co trzeba. Ci, którzy popierali "Batię" (pseudonim dowódcy donieckich kozaków Jurija Safonenki, który wyjechał do Rosji - red.), także trafiali do piwnic - relacjonuje rozmówca Gazety.ru.
Mówi, że w wielkiej piwnicy, w której był przetrzymywany, znajdowało się co najmniej 300 osób.
- Do spania było tylko 100 łóżek. Musieliśmy spać na trzy zmiany. Jeden śpi, dwóch innych stoi przy ścianie i patrzy. Nie było gdzie się położyć czy usiąść. Przez pierwsze dwa dni nie dawali nam jeść. W piwnicy było duszno, niektórzy tracili przytomność. Na początku nie dawali wody. Zmienili zdanie, kiedy jeńcy zaczęli łamać kraty. Jedna z plastikowych beczek po wodzie służyła za pisuar - opowiada Mikołaj.
Mówi, że w Doniecku jest kilka miejsc, w których są przetrzymywani zbuntowani wobec samozwańczych władz separatyści.
"Elektrowstrząsy i maski przeciwgazowe"
Jak dochodziło do zatrzymania? - W akcję wkraczały wojska wewnętrzne "MSW Donieckiej Republiki Ludowej". Okrążały bazę, taranowały bramę, celowały z karabinów. W przypadku naszego oddziału to nie było trudne. Działaliśmy na zapleczu, wjazdu do bazy broniło zaledwie dwóch żołnierzy.
Rozmówca Gazety.ru przekazuje, że lojalni wobec samozwańczych władz w Doniecku rebelianci bili jeńców i stosowali tortury, w tym elektrowstrząsy. Zakładali im także maski przeciwgazowe. Zdejmowali wtedy, kiedy jeńcy tracili przytomność.
Dlaczego torturowali? - Choćby po to, by wymusić ujawnienie informacji, czy mają pieniądze i gdzie je trzymają - odpowiada Kozak. I podkreśla: - Zdradzili nas. Walczyliśmy o Noworosję, ale nic z tego nie wyszło.
W jaki sposób udało mu się wyjść na wolność?
- Po tygodniu odsiadki zorganizowaliśmy bunt. Usiedliśmy na trawniku i powiedzieliśmy, że nie będziemy się ruszać. Przyjechali prokuratorzy. Wszystkim moim ludziom wymierzyli po 30 dób aresztu. Wkrótce połowa moich ludzi została zwolniona. Inni pozostali nadal z piwnicy. Na jakich zasadach to się odbywało, nadal nie rozumiem - mówi Mikołaj, który znalazł się wśród wypuszczonych na wolność.
Procesy
9 października źródła donieckich rebeliantów poinformowały, że "Sąd Najwyższy Donieckiej Republiki Ludowej przystąpił do rozpatrywania głośnych spraw dotyczących przestępstw popełnianych przez zbuntowanych rebeliantów".
Na ławie oskarżonych zasiedli m.in. Kozacy skonfliktowani z władzami republiki.
Przewodniczący "Sądu Najwyższego Donieckiej Republiki Ludowej" Eduard Jakubowski poinformował, że pierwszy proces dotyczy oddziałów kozackich, które wystąpiły przeciwko miejscowym władzom.
Autor: tas//gak / Źródło: gazeta.ru