Amerykański rajdowiec-amator miał dużo szczęścia. Gdy rozbił się podczas wyścigu i jego samochód stanął w płomieniach, w pobliżu był jego kolega, który nie zawahał się ruszyć na ratunek. Prosto w ogień.
Do wypadku doszło podczas amatorskiego wyścigu na torze Boone Speedway w stanie Iowa. Danny Watson na zakręcie stracił kontrolę nad pojazdem i wypadł z trasy. Pojazd natychmiast stanął w ogniu.
- Chwilę później byłem już nieprzytomny. Płomieniami objęte było moje auto, paliłem się też ja sam. Wystarczyłoby kilka sekund dłużej, a spaliłbym się żywcem. Naprawdę mogłem tam zginąć - wspomina kierowca.
Na jego szczęście wraz z nim z trasy wypadł jego kolega Rochard Yaw. Widząc problemy Watsona wyskoczył z swojego pojazdu i ruszył na ratunek. - Danny'ego całkowicie pochłonęły płomienie. Zupełnie zniknął nam z oczu - mówi Yaw.
Kierowcy udało się na czas wyciągnąć nieprzytomnego kolegę z ogarniętego ogniem samochodu. Nikomu nic się nie stało.
Autor: mk//kdj / Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: CNN / X-News