Słoik miodu paraliżuje lotnisko


Tak jak po zamachach 11 września, również po nieudanej próbie zamachu z Bożego Narodzenia przez amerykańskie lotniska przetacza się fala fałszywych alarmów terrorystycznych.

Najbardziej kuriozalny fałszywy alarm ostatnich dni ogłoszono na lotnisku w Bakersfield, mieście położonym o ok. 160 km na północ od Los Angeles. Lotnisko zamknięto po tym jak w bagażu jednego z pasażerów wykryto plastykowe butelki wypełnione płynem, który początkowo zidentyfikowano jako materiał wybuchowy.

Po bliższym zbadaniu zawartości walizki okazało się, że był to zwykły miód. Lotnisko Meadows Field, obsługujące linie krajowe, było jednak zamknięte prawie przez cały dzień i pasażerowie musieli czekać lub szukać innych połączeń.

Niewesoły dzień miał też właściciel walizki, 31-letni Francisco Ramirez, który przez wiele godzin był sprawdzany i przesłuchiwany. Dużo pracy mają też specjaliści, którzy wyjaśniają, w jaki sposób aparatura badająca bagaż mogła wziąć zwykły miód za materiał wybuchowy i uruchomić alarm.

Pies się pomylił

Do drugiego incydentu doszło na dużym, międzynarodowym lotnisku w Minneapolis-St.Paul, gdy pies obwąchujący bagaże zaczął interesować się jedną z walizek. To wystarczyło, aby władze wezwały ekipę pirotechników i zarządziły ewakuację części lotniska na ponad godzinę.

Okazało się, że walizka nie zawiera niczego podejrzanego i została umieszczona na karuzeli do odbioru bagażu przez pracowników linii lotniczej, aby zasygnalizować, że wszystkie bagaże zostały już wyładowane.

Doszło jednak do sporego zamieszania, kilka rejsów zostało opóźnionych i nie wszyscy pasażerowie zdążyli na swoje samoloty.

Źródło: PAP