Korea Północna jest wyraźnie zdeterminowana, aby zagrozić USA przy pomocy rakiet uzbrojonych w głowice jądrowe. Seria najnowszych doniesień i komentarzy ze strony amerykańskich oficjeli pokazuje, że poradzenie sobie z tym zagrożeniem będzie jednym z większych wyzwań stojących przed Donaldem Trumpem. Rakiety Kim Dzong Una mają na razie poważną wadę, ale naukowcy z Pjongjangu pokazali już nieraz, że mając czas, potrafią wiele osiągnąć.
Publikacja oświadczeń dotyczących nowych pocisków rozpoczęła się w ostatnim dniu 2016 roku, kiedy Kim Dzong Un oznajmił, iż jego państwo jest bliskie opracowania międzykontynentalnej rakiety balistycznej (ICBM) i jej przetestowania. W swoim stylu amerykański prezydent elekt Donald Trump odpowiedział mu na Twitterze: "Nie ma szans". Kolejna runda podnoszenia temperatury miała miejsce po tygodniu. W niedzielę uciekinier z Korei Północnej - dyplomata z placówki w Londynie - powiedział mediom południowokoreańskim, że reżim ma planować zakończenie prac nad ICBM do końca tego roku. Tego samego dnia odchodzący szef Pentagonu Ash Carter stwierdził, iż program rozwoju rakiet w Korei Północnej to "poważne zagrożenie".
Dwie potencjalnie groźne rakiety
Nie ulega wątpliwości, że prace naukowców i inżynierów Kim Dzong Una będą sporym wyzwaniem dla Trumpa. Korea Północna pomimo sankcji intensywnie pracuje nad coraz większymi i groźniejszymi rakietami. Najbardziej niepokojące dla Amerykanów są te o największym zasięgu, międzykontynentalnym. Ambicją Kim Dzong Una i jego wojska jest móc choćby teoretycznie sięgnąć zachodniego wybrzeża USA. Dzięki temu zyskają silny sposób nacisku na Waszyngton. Gdyby mieli choć małą szansę na skuteczne zrzucenie prymitywnej bomby jądrowej na amerykańską ziemię, staliby się znacznie poważniejszym graczem na arenie międzynarodowej. Do spełnienia tego marzenia jest jednak jeszcze długa droga. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na północnokoreańską rakietę międzykontynentalną jest pocisk określany jako KN-08 i jego wersja rozwojowa KN-14. Makietę tego pierwszego pokazano na paradzie już w 2012 roku. W 2015 roku na paradzie pokazano mocno zmodyfikowane makiety i zagraniczni obserwatorzy uznali, że projekt pocisku ewoluował na tyle, iż trzeba zmienić jego nazwę na KN-14.
Nie muszą być niezawodne
Oba pociski wyglądają na takie, które teoretycznie mogłyby dolecieć do Kalifornii z pojedynczą głowicą jądrową. Problem w tym, że do tej pory nie pokazano ani jednej prawdziwej rakiety KN-08/14, ani nie zaobserwowano żadnego testu. Znany amerykański specjalista ds. północnokoreańskiego programu rakietowego Jeffrey Lewis twierdzi, że być może jesienią 2016 roku dwukrotnie odpalono KN-08, ale oba loty miały skończyć się katastrofą. Nie ma na to twardych dowodów. Pomimo braku testów pozwalających jednoznacznie stwierdzić, czy Korea Północna dysponuje sprawnymi i groźnymi rakietami międzykontynentalnymi, między innymi Carter alarmuje o "poważnym zagrożeniu". Być może wywiad USA dysponuje wiarygodnymi informacjami, iż prace nad KN-08/14 są zaawansowane. Problem w tym, że nawet jeśli Korea Północna nie przeprowadzi serii testów, które są niezbędne do dopracowania rakiet, to i tak mogą one być groźne. Dla USA nie do przyjęcia będzie nawet taka sytuacja, kiedy jedna z dziesięciu odpalonych rakiet zadziała tak jak powinna i dotrze do celu.
Pięta achillesowa
Północnokoreańskie rakiety mają jednak jedną poważną wadę. Zarówno KN-08/14, jak i kosmiczna rakieta Unha-3, która teoretycznie mogłaby zostać zmodyfikowana do celów wojskowych, są napędzane silnikami na paliwo ciekłe. Alternatywą są silniki na paliwo stałe, ale Korea Północna nie pokazała jeszcze żadnej większej rakiety skonstruowanej w ten sposób i najwyraźniej nie ma odpowiedniej technologii. Silniki na paliwo ciekłe mają przewagę wydajności, ale jedną kluczową wadę - nie są najlepsze do zastosowań wojskowych. Paliwo do nich nie nadaje się do długiego przechowywania, a tankowanie zbiorników zajmuje kilka godzin. Zatankowane są ponadto wrażliwe na uszkodzenia. Wszystko to sprawia, że przygotowania do odpalenia są długie. Przeciwnik może je zaobserwować i albo wyprowadzić wyprzedzające uderzenie i zniszczyć szykowaną rakietę, albo przygotować się do jej zestrzelenia tuż po starcie. USA i Korea Południowa mają odpowiednie możliwości.
Nawet gdyby Korei Północnej udało się pokonać wszelkie przeciwności i odpalić rakietę w kierunku USA, to i tak Amerykanie mają ostatnią linię obrony w postaci przeciwrakiet umieszczonych na Alasce. Są one bardzo zawodne, ale jest ich dość, aby z dużym prawdopodobieństwem zestrzelić pojedynczego napastnika. Problem w tym, że Korea Północna może usunąć większość usterek swoich rakiet, o ile będzie miała na to dość czasu. Północnokoreańscy inżynierowie potrafią osiągnąć zaskakująco dużo, pomimo sankcji i bardzo ograniczonych funduszy. Największym wyzwaniem dla Trumpa będzie więc zrobienie czegoś, aby zatrzymać północnokoreański program rakietowy lub też znacząco go spowolnić bez wszczynania wojny na Półwyspie Koreańskim.
Autor: Maciej Kucharczyk/adso / Źródło: tvn24.pl