Premier Silvio Berlusconi nie uda się do prokuratury, by złożyć zeznania w śledztwie dotyczącym domniemanego szantażowania go na tle afery z udziałem prostytutek w przyjęciach w jego domu. O decyzji szefa rządu poinformował w piątek jego adwokat Piero Longo.
Zeznań premiera chcą wysłuchać prokuratorzy z Neapolu.
Według dotychczasowych ustaleń prowadzonego przez nich śledztwa Berlusconi zapłacił trojgu szantażystom ponad 800 tysięcy euro w zamian za nieujawnianie szczegółów rozwiązłych przyjęć w jego domach.
Jedną z osób, zatrzymaną pod zarzutem szantażu, jest przedsiębiorca Gianpaolo Tarantini, który sprowadzał opłacane przez siebie kobiety do rezydencji premiera. Berlusconi jednak zapewnia, że nie padł ofiarą szantażu, a podejrzanym o to osobom jedynie finansowo pomagał.
Wciąż "nie może"
Zapowiadane na 13 września przesłuchanie nie doszło do skutku, bo Berlusconi był w Brukseli i Strasburgu. Opozycja zarzuciła mu wówczas ucieczkę przed prokuratorami. Ci zaś tego samego dnia zaproponowali szefowi rządu cztery inne możliwe terminy złożenia zeznań: od czwartku do niedzieli, w godzinach 8-20.
Jednocześnie prokuratura poinformowała, że nie wyklucza, iż w razie odmowy może zastosować procedurę doprowadzenia premiera na przesłuchanie. W tej sprawie jednak - jak dodała - uprzednio zostałby skierowany wniosek o wyrażenie zgody na to do Izby Deputowanych, gdyż Berlusconi jest parlamentarzystą.
W rezultacie innego zakończonego właśnie śledztwa Tarantini wraz z siedmioma osobami został oskarżony o nakłanianie kobiet do prostytucji i czerpanie z tego zysków. Chodzi właśnie o 30 uczestniczek przyjęć u Berlusconiego.
Źródło: PAP