Ludzie Ramzana Kadyrowa, prokremlowskiego władcy Czeczenii, w ciągu roku podpalili ponad dwadzieścia domów rodzin, które podejrzewali o współpracę z rebeliantami. A Rosja udaje, że nic nie widzi - alarmuje Human Rights Watch.
- Rosja poinformowała, że jej "operacja antyterrorystyczna" w Czeczenii skończyła się, jednak łamanie tam praw człowieka z pewnością nie - uważa Tatiana Łokszina, jedna z autorek raportu HRW.
Jego publikacja zbiegła się w czasie ze znaczącym wzrostem przemocy na rosyjskim Północnym Kaukazie, zwłaszcza w regionach graniczących z Czeczenią, która w ciągu ostatnich 15 lat przeżyła dwie wojny.
Chociaż główne walki czeczeńskich rebeliantów z rosyjskimi żołnierzami zakończyły się, jednak wciąż dochodzi do sporadycznych potyczek.
Porwania, tortury, podpalenia
Nasila się też fala porwań i przypadki stosowania tortur, o które oskarżane są bojówki wspieranego przez Kreml Kadyrowa. Często przemoc skierowana jest przeciwko krewnym byłych lub obecnych rebeliantów, aby zmusić ich do poddania się.
Zdaniem Human Rights Watch, w 26 udokumentowanych przez organizację przypadkach uzbrojeni mężczyźni, często w maskach, nocą wchodzili do domów krewnych rebeliantów.
Zbierali ich dobytek tworząc z niego rodzaj stosu, kładąc na wierzchu najbardziej łatwopalne rzeczy. Polewali dom i stos benzyną i podpalali. Czekali potem nawet godzinę, aby upewnić się, że nikt nie ugasi pożaru.
Spirala bezprawia
Autorzy raportu HRW współpracowali z rosyjską organizacją Memoriał. Przeprowadzili rozmowy z 36 Czeczenami, w tym z właścicielami spalonych domów. Ofiary mówiły, że w większości przypadków napastnicy otwarcie przedstawiali się jako przedstawiciele sił bezpieczeństwa.
Zdaniem innej obrończyni praw człowieka Ludmiły Aleksiejewej domy krewnych rebeliantów podpalane są również w innych regionach sąsiadujących z Czeczenią. Jednak zdaniem Łoksziny podobną taktykę stosowali rebelianci, aby zastraszyć czeczeńskich milicjantów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24