Władze kanadyjskiej prowincji Alberta ogłosiły stan wyjątkowy w związku z olbrzymim niekontrolowanym pożarem lasów, który zmusił do ewakuacji ponad 80 tys. mieszkańców miasta Fort McMurray. Strażacy walczą o ocalenie chociaż jego części.
Pożar, który wykryto 1 maja na południowy zachód od Fort McMurray, opanował już obszar 7,5 tys. hektarów. Jak informują władze, ogień nie zbliżył się do rejonów, gdzie wydobywana jest ropa naftowa. Służby bardzo się starają do tego nie dopuścić, bo taki scenariusz byłby dla całego kraju katastrofalny.
Alberta jest głównym kanadyjskim producentem ropy pozyskiwanej z roponośnych iłów.
"Herkulesowy wysiłek"
Tymczasem Fort McMurray płonie. Jak podkreślili przedstawiciele władz, ogień nie dotarł jeszcze do centrum miasta tylko dzięki "herkulesowym wysiłkom" strażaków. Nie odnotowano żadnych ofiar śmiertelnych ani poszkodowanych. Ponad 80 proc. domów w mieście zostało już jednak zniszczonych lub uszkodzonych. Według informacji przekazanych w środę wieczorem przez służby ratunkowe, w centrum Fort McMurray spłonęła nowa szkoła, a kilkadziesiąt budynków zajęło się ogniem. W mieście całkowicie spłonęło ponad tysiąc obiektów.
Jest to już drugi pożar w tym rejonie w ciągu niespełna roku. W maju 2015 roku żywioł zmusił do ewakuacji kilkuset pracowników z pól naftowych Alberty. Spowodowało t spadek wydobycia ropy w Kanadzie o 9 proc. w skali roku.
Autor: adso\mtom / Źródło: PAP