323 głosy za, 285 przeciwko, cztery wstrzymujące się - Bundestag w tajnym głosowaniu ponownie wybrał Angelę Merkel na kanclerza Niemiec.
Wynik głosowanie w żadnej mierze nie jest niespodzianką. W liczącym 622 posłów Bundestagu najliczniejszą frakcję stanowi bowiem chadecja CDU/CSU pani kanclerz, która zajmuje 239 miejsc w niższej izbie niemieckiego parlamentu oraz jej partner koalicyjny - liberalna FDP z 93 posłami.
Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), która przez minione cztery lata współrządziła Niemcami w wielkiej koalicji z chadecją, jest obecnie najsilniejsza frakcją opozycyjną, liczącą 146 posłów.
W Bundestagu zasiada również 76 deputowanych postkomunistycznej Lewicy oraz 68 deputowanych Zielonych.
Expose dopiero 10 listopada
Zaraz po głosowaniu Merkel oznajmiła, że przyjmuje wybór i podziękowała za okazane jej zaufanie. Nowy rząd zostanie zaprzysiężony jeszcze w środę i tego samego dnia odbędzie swoje pierwsze posiedzenie.
Expose nowej-starej kanclerz oczekiwane jest 10 listopada.
Cztery lata z Angelą
Angela Merkel po czterech latach na czele rządu niewygodnej wielkiej koalicji chadeków i socjaldemokratów, pomimo najgłębszej w historii RFN recesji gospodarczej, wciąż jest najpopularniejszym politykiem w kraju.
Ta popularność była największym atutem CDU w kampanii przed wyborami parlamentarnymi 27 września, które chadecy zdecydowanie wygrali, zdobywając 33,8 proc. głosów.
- Merkel gra rolę "matki narodu". Łagodzi konflikty i prowadzi do kompromisów. Raczej moderuje niż rządzi - ocenia profesor ekonomii politycznej Henrik Enderlein, a Gerd Langguth, politolog i autor biografii niemieckiej kanclerz, dodaje, że Merkel "pozwala, by inni kłócili się ze sobą. Sama nie angażuje się w spory, ale czeka, czyje argumenty przeważą".
Nierzadko podczas gorących debat politycznych Merkel milczała, ryzykując krytykę nawet w gronie własnej partii.
Uznana w oczach świata
Jako mediator i zwolennik polityki małych kroków Merkel zyskała też uznanie w oczach świata. W 2007 roku doprowadziła do kompromisu w sprawie unijnego Traktatu Lizbońskiego, a także do przyjęcia przez G8 ambitnych celów dotyczących walki z globalnym ociepleniem.
Prasa entuzjastycznie pisała wówczas o niemieckiej kanclerz: "Miss Germany".
Już rok później nadano jej jednak inny przydomek: "Madame Non" - gdy w czasie światowego kryzysu gospodarczego Niemcy ociągały się z przyjęciem kosztownych programów walki z recesją. Paradoksalnie wyborcy stanęli wówczas po stronie atakowanej za bezczynność pani kanclerz.
Tygodnik "Der Spiegel" napisał, że pod pewnym względem Merkel przypomina angielską królową Elżbietę I - lubianą i szanowaną przez naród, cieszącą się "autorytetem bez pompy".