Indyjskie media w piątek na żywo relacjonują wykopaliska opodal ruin XIX-wiecznego fortu w północnych Indiach. Władze mają nadzieję, iż znajdą tam olbrzymi skarb w postaci tysiąca ton złota i srebra wart miliardy dolarów. Gdzie jest haczyk? Informacje o położeniu skarbu pochodzą... ze snu pewnego mnicha.
Wykopaliska rozpoczynają się właśnie w ruinach fortu położonego opodal wioski Duandia Khera w północnym stanie Uttar Pradesz. W niedzielę archeolodzy i geolodzy przeprowadzili wstępne badania na miejscu wykopalisk i ustalili, że na głębokości około 20 metrów znajduje się duża masa jakiegoś metalu.
Informacje z zaświatów
Wstępne ustalenia roznieciły w Indiach prawdziwą gorączkę złota i niektóre media wręcz relacjonują na żywo całą akcję oraz otaczające ją kontrowersje. Może to jednak być dość rozwlekły przekaz, bowiem wykopaliska mają potrwać kilka tygodni. Niezależnie od tego, emocje są bardzo żywe.
Słabym punktem całej historii jest to, iż impulsem do poszukiwań skarbu jest sen. Pewien hinduistyczny mnich imieniem Swami Shobhan Sarkar miał zostać nawiedzony przez ducha króla Rao Ram Baksh Singha, który wyjawił mu miejsce ukrycia swojego bajońskiego skarbu w postaci tysiąca ton złota i srebra. Monarcha nie żyje od 1858 roku, kiedy został powieszony przez Brytyjczyków za udział w powstaniu sipajów, które zagroziło ich panowaniu nad Indiami.
Swoje objawienie mnich rozpropagował w okolicy. Gdy o sprawie poinformowały lokalne władze, zainteresowała się nią Państwowa Służba Archeologiczna. Na miejsce wysłano ekipę, która przeprowadziła wstępne badania i ustaliła obecność masy metalu pod ziemią. Po ich doniesieniach na miejsce wysłano więcej ludzi i rozpoczęto wykopaliska.
Mieszkańcy położonej w pobliżu fortu biednej wioski Daundia Khera, w której nie ma nawet elektryczności, mówią natomiast, że o skarbie wiedzą od dawna - z opowieści starych ludzi.
Dzielenie skóry na niedźwiedziu
Prace mogą zająć kilka tygodni, bowiem z uwagi na obecność ruin starego fortu, nie jest wykorzystywany ciężki sprzęt mechaniczny. Archeolodzy posługują się kilofami i łopatami. Dotarcie na głębokość 20 metrów przy pomocy takich narzędzi musi potrwać.
Tymczasem atmosfera wokół skarbu, którego nikt nie widział, bardzo się nakręca. Jego wartość szacuje się bardzo oględnie na 50 miliardów dolarów. Po udział w takiej bajońskiej sumie ustawia się już kolejka. Pierwszy jest rząd, który sprawuje ścisły nadzór nad poszukiwaniami. Coś uszczknąć dla siebie chcą też lokalne władze. Wprzód wystąpił również jeden z potomków króla Rao Ram Baksh Singha.
Na razie kłótnia o to, komu się należy ile z tysiąca ton złota i srebra jest czysto teoretyczna. Czy cenne kruszce rzeczywiście są tam, gdzie powiedział mnichowi duch - okaże się prawdopodobnie w listopadzie.
Autor: mk/jk / Źródło: India Today, PAP
Źródło zdjęcia głównego: shuterstock