Władze dotąd zaprzeczały, by ktoś zginął. Teraz minister Idris Naim Sahin powiedział, że zwłoki trzech osób znaleziono w budynku, koło którego eksplodował samochód. Dodał, że był to samochód kupiony tydzień temu i jeszcze nie zarejestrowany. Więcej szczegółów nie ujawnił.
Co się naprawdę stało?
Od momentu wybuchu doniesienia dotyczące przyczyny eksplozji, jak i liczby rannych (według różnych źródeł 15-20 osób) i ewentualnych ofiar śmiertelnych są sprzeczne.
Według jednej z wersji doszło do wybuchu mikrobusu-bomby. Z kolei Associated Press podaje, że do wybuchu doszło przed szkołą średnią, ale żadnemu z uczniów nic się nie stało. Agencja cytuje świadków, według których ktoś rzucił z pobliskiego budynku płonący kanister z benzyną na samochody.
Agencja informacyjna Dogan podaje z kolei, powołując się na straż pożarną, że policja zatrzymała w pobliżu miejsca zdarzenia podejrzaną kobietę.
Ogień na ulicach Ankary
Tuż po wybuchu tureckie telewizje pokazywały zdjęcia płonących samochodów zaparkowanych przed biurami władz i unoszący się nad okolicą gęsty dym.
Na miejsce zdarzenia wysłano karetki pogotowia i wozy straży pożarnej. Policja otoczyła miejsce eksplozji na wypadek, gdyby doszło do kolejnego wybuchu; przybyli też policyjni pirotechnicy.
W samym centrum
Według Patrycji Ozcan z wydziału prasowego RP w Ankarze wybuch miał miejsce w samym centrum miasta, w okolicach głównego placu tureckiej stolicy. - To jest miejsce, gdzie spotykają się główne ulice, gdzie mieści się siedziba premiera, ministerstwa i metro - mówiła Ozcan na antenie TVN24. - Jest to region bardzo gęsto zamieszkany - dodała.
Na razie nikt nie przyznał się do zamachu. Jak podkreśla agencja AP, w ostatnich latach w Turcji zamachów dokonywały ugrupowania kurdyjskie, lewicowe i islamistyczne.
Źródło: PAP, Reuters, TVN24