Dokumenty pod nowymi adresami

Aktualizacja:
 
Założyciel Wikileaks Julian AssangePAP/EPA

Już trzy nowe adresy: w Holandii, Niemczech i Finlandii, ma demaskatorski portal Wikileaks - podała agencja AFP. - To informatyczna wojna - podsumował John Perry Barlow, współzałożyciel organizacji zwolenników wolności słowa w internecie.

Nowe adresy (wikileaks.nl; wikileaks.de; wikileaks.fi) pojawiły się w piątek, w dniu, w którym portal był niedostępny przez kilka godzin i działał na domenie szwajcarskiej (wikileaks.ch).

Właścicielem szwajcarskiej domeny jest powstała dwa lata temu "partia szwajcarskich piratów", broniąca legalizacji wymiany plików w internecie oraz ochrony prywatności internautów.

- Rozpętała się teraz ta pierwsza poważna wojna informatyczna. Polem walki jest Wikileaks. A wy jesteście wojskiem - napisał na Twitterze John Perry Barlow, który jest współzałożycielem organizacji zwolenników wolności słowa w internecie Electronic Frontier Foundation.

Jak polowanie na kreta

Jego wiadomość została przekazana dalej przez Wikileaks do ponad 300 tysięcy ludzi opowiadających się za istnieniem portalu.

- Utrata miejsca na serwerach EveryDNS jest mniejszym kłopotem, ponieważ portal może skakać z jednej domeny do drugiej - powiedział Fraser Howard z zajmującej się bezpieczeństwem internetowym firmy Sophos. - Analogia z polowaniem na krety jest tu całkiem dobra - dodał.

Przenosiny do Szwajcarii w nocy z czwartku na piątek, o czym obszernie informowano m.in. na Twitterze, były wymuszone tym, że firma EveryDNS.net, zarządzająca poprzednią domeną portalu, wycofała się ze świadczenia jej usług.

Przez jakiś czasu Wikileaks działał jedynie pod numerem IP. "Wolne słowo jest pod numerem 213.251.145.96" - napisali przedstawiciele tego portalu na Twitterze.

Wikileaks od czwartku częściowo był obsługiwany przez serwer francuskiej firmy OVH, ale rząd Francji poinformował, że bada, w jaki sposób może zakazać "goszczenia" portalu na serwerach we Francji.

Grożono mu śmiercią?

Założyciel Wikileaks Julian Assange oświadczył w piątek na czacie z czytelnikami brytyjskiego "Guardiana", że jemu i jego współpracownikom grożono śmiercią po publikacji poufnych depesz dyplomacji amerykańskiej.

Zaznaczył, że jeśli coś stanie się jemu lub jego kolegom, kluczowe dokumenty poufnej korespondencji dyplomacji amerykańskiej, które jeszcze nie zostały opublikowane, trafią do opinii publicznej.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA