"Kłamstwo" i "manipulacja" - tyle zdaniem władz Chin można powiedzieć o filmie na temat brutalnych akcji chińskiej policji w Tybecie. Nagranie znalazło się kilka dni temu w popularnym serwisie internetowym YouTube. Chiny zablokowały w swoim kraju serwis.
W środę YouTube pozostawał niedostępny dla chińskich internautów.
Film to sfabrykowane przez grupę dalajlamy kłamstwo, mające oszukać światową opinię Anonimowy chiński urzędnik
Kilka dni temu użytkownik serwisu zamieścił film mający dokumentować akcje chińskich policjantów w czasie dławienia ubiegłorocznych wystąpień Tybetańczyków w Lhasie. Na filmie zarejestrowano brutalne bicie, kopanie, a nawet duszenie demonstrantów, którzy byli w kajdankach i nie stawiali oporu. Na filmie miał zostać też pokazany Tybetańczyk o nazwisku Tendar, który wystąpił w obronie zaatakowanego mnicha. Tendar zmarł po pobiciu go przez chińskich funkcjonariuszy.
Chiny: to kłamstwo
Na publikację filmu i oskarżenia Chiny zareagowały jednoznacznie. Nagranie to "kłamstwo" - chińska agencja Xinhua cytuje anonimowego przedstawiciela władz. Jak podała agencja, po zbadaniu przez ekspertów okazało się, że film został zmontowany z fragmentów nagrań zrobionych w różnym czasie i w różnych miejscach.
Także relacja na temat Tendara jest - zdaniem chińskiego źródła - nieprawdziwa. Dodał, że film to "sfabrykowane przez grupę dalajlamy kłamstwo, mające oszukać światową opinię".
Tybet: 200 osób zginęło
Według Tybetańczyków, w toku ulicznych zamieszek wiosną zeszłego roku zginęło 220 osób a rannych zostało 1300. Zatrzymano ponad siedem tysięcy demonstrantów. Chiński rząd twierdzi, że liczba śmiertelnych ofiar zajść nie przekroczyła 18. Były to największe protesty Tybetańczyków od 20 lat.
Źródło: telegraph.co.uk, PAP