Dzień po masakrze w Urumczi w chińskiej prowincji Xinjiang Chińczycy nie mogą dowiedzieć się niczego o starciach, w których zginęło co najmniej 140 osób. Pekin zablokował internet.
W samym Xinjiangu - według informatorów agencji Reutera - internet w ogóle nie działa. - Od wczorajszego wieczora nie byłem w stanie wejść do sieci - mówił telefonicznie agencji Han Zhenyu, właściciel sklepu w Urumczi.
- Nie ma internetu. Przyjaciele też nie mogą się dostać do sieci - dodał inny przedsiębiorca ze stolicy prowincji.
Ci, którzy w reszcie Chin mają dostęp do internetu, nie mogą się jednak dostać do stron regionalnych władz Xinjinagu i samego Urumczi. Rząd w cenzurowaniu sieci poszedł jednak dalej.
Mieszkańcy Pekinu i Sznaghaju skarżą się, że nie mogą korzystać z popularnego komunikatora Twitter. Nie działa też w pełni jego chiński odpowiednik Fanfou - co prawda można z niego korzystać, ale hasła "Urumczi", Xinjiang" i "Ujgur" są niedostępne.
Przeczesywanie internetu
Cenzurze nie oparły się też komentarze internautów na innych stronach internetowych. Na krótko zawisały pod artykułami dotyczącymi zajść w Urumczi, ale równie szybko znikały.
Znikały też zdjęcia z zajść w Xinjiang zamieszczane w serwisach społecznościowych.
Dla chińskich władz prewencja i cenzura w internecie nie jest niczym nowym. Od dawna Chińczycy nie mogą z sieci dowiedzieć się niczego niezgodnego z linią Pekinu chociażby o Tybecie czy masakrze na placu Tiananmen w 1989 r.
Źródło: Reuters