Władze Bangladeszu zgodziły się, by członkowie mniejszości muzułmańskiej Rohindża, którzy uciekli przed czystkami etnicznymi, mogli w ciągu dwóch lat wrócić do Birmy. Proces powrotu rozpocznie się 23 stycznia. ONZ wyraziła zaniepokojenie przymusową repatriacją 650 tysięcy osób.
Resorty spraw zagranicznych Birmy i Bangladeszu wydały oświadczenia w tej sprawie po zakończonym we wtorek spotkaniu w birmańskiej stolicy Naypyidaw, w którym wzięli udział przedstawiciele obu krajów. Celem rozmów było wdrożenie memorandum dotyczącego repatriacji Rohindżów, podpisanego pod koniec listopada 2017 roku.
Z komunikatów wynika, że Bangladesz wybuduje pięć obozów przejściowych po swojej stronie granicy. Z tych obozów Rohindżowie, którzy od sierpnia 2017 roku uciekli z Birmy przed przemocą, byliby wysyłani do dwóch ośrodków dla uchodźców w Birmie. Proces repatriacji ma się rozpocząć w przyszły wtorek, 23 stycznia.
Władze Birmy poinformowały, że zbudują obóz przejściowy, który pomieści 30 tys. osób.
W oświadczeniu banglijskiego MSZ napisano, że "Birma powtórzyła swoje zobowiązanie, by powstrzymać" eksodus Rohindżów do Bangladeszu.
Birmańskie władze podkreśliły, że konieczne jest, aby obie strony podjęły kroki prewencyjne przeciwko ewentualnym atakom Rohindżów. Strona birmańska przekazała Dhace listę z tysiącem nazwisk rzekomych bojowników.
Prawa człowieka zagrożone?
Rzecznik Biura Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) Andrej Mahecić oświadczył, że muzułmanie Rohindża powinni móc dobrowolnie wrócić do Birmy dopiero wtedy, gdy będą czuli, że nic im tam nie grozi.
Rzecznik poinformował też, że UNHCR nie zostało zaproszone do udziału w repatriacji. - Wraz z naszymi partnerami potrzebujemy natychmiastowego, nieograniczonego dostępu do stanu Rakhine (Arakan), by ocenić sytuację i zapewnić wsparcie dla tych w potrzebie - dodał Mahecić.
Organizacja broniąca praw człowieka Human Rights Watch (HRW) oceniła, że podczas rozmów nie uwzględniono życzeń samych Rohindżów. - Gdzie są rozważania na temat ochrony Rohindżów przed birmańskimi siłami bezpieczeństwa, które kilka miesięcy temu gwałciły ich i zabijały? - zastanawiał się przedstawiciel HRW Phil Robertson. - Dlaczego nie omawia się podstawowych kwestii, jak obywatelstwo, swoboda poruszania się i środki do życia, aby uchodźcy mogli dokonać świadomego wyboru? - dodał.
"Ludzie żyją jak więźniowie"
Grupa uchodźców z obozu Kutupalong w pobliżu Cox Bazar w Bangladeszu w rozmowie z agencją Reutera wyrażała wątpliwości co do planu i obozów, które Birma zgodziła się utworzyć po swojej stronie granicy. 20-letni Mohammad Farouk, który przybył do Bangladeszu po sierpniowych atakach, powiedział, że plan zakłada wymianę jednego obozu na drugi, tyle że "obozy w Birmie będą o wiele gorsze, ponieważ będziemy tam stłoczeni i nasze życie będzie zagrożone".
Inny mieszkaniec Kutupalong porównał nowe obozy przejściowe do tych, które utworzono w pobliżu stolicy birmańskiego stanu Rakhine, Sittwe, po wybuchach przemocy z ostatnich lat, gdzie "ludzie żyją jak więźniowie".
Niektórzy uchodźcy mówili, że z powodu przemocy, jakiej byli świadkami wobec ich społeczności w Birmie, trudno im będzie zaufać tamtejszemu wojsku. - Nawet jeśli tutaj nie dostaję jedzenia, to przynajmniej jest tu bezpiecznie. Nie będą czuć się bezpiecznie, jeśli wrócę do Birmy - powiedział 33-letni Rachid Ahmed.
Młodzi mężczyźni z obozu obawiali się ponadto, że po powrocie mogą zostać aresztowani i oskarżeni o terroryzm.
Czystki etniczne
Od końca sierpnia ubiegłego roku przed represjami ze strony birmańskiej armii ponad 650 tys. Rohindżów uciekło z Birmy do sąsiedniego Bangladeszu.
Wojsko birmańskie twierdzi, że operacja w zamieszkanym przez Rohindżów stanie Rakhine (Arakan) była konieczna ze względu na bezpieczeństwo narodowe, gdy 25 sierpnia rebelianci z mało znanej Arakańskiej Armii Zbawienia Rohindżów (ARSA) zaatakowali 30 placówek wojskowych w tym regionie.
ONZ i USA uznały operację wojska za czystkę etniczną. Organizacje broniące praw człowieka oskarżyły birmańskie siły o zabójstwa, tortury, gwałty i podpalenia.
Chociaż Rohindżowie przebywają w Birmie od pokoleń, nie dostają oni birmańskiego obywatelstwa i uważani są za nielegalnych imigrantów z Bangladeszu. Żyją w biedzie, mają ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej, rynku pracy, edukacji, są pozbawieni swobody poruszania się po kraju.
Rzecznik birmańskiego rządu Zaw Htay powiedział w ubiegłym tygodniu agencji Reutera, że Rohindżowie będą mogli ubiegać się o obywatelstwo, "gdy przejdą proces weryfikacji".
Autor: MR,mm//kg / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock