Prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos wezwał w poniedziałek Armię Wyzwolenia Narodowego (ELN), drugą co do wielkości partyzantkę w kraju, do przyłączenia się do zawieszenia broni ogłoszonego przez Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC).
Szef państwa zaapelował też do ELN o większe zaangażowanie we wstępne rozmowy pokojowe, prowadzone od kilku miesięcy z rządem.
- Zapraszamy ELN do pójścia śladem FARC, które ogłosiło jednostronne zawieszenie broni, i do osiągnięcia najszybciej jak to możliwe porozumienia w sprawie punktów, o których rozmawiamy od pewnego czasu - oświadczył prezydent. W czerwcu 2014 roku Santos ujawnił, że kolumbijskie władze prowadzą wstępne rozmowy z rebeliantami z ELN. Od tego czasu nie informowano jednak, na jakim etapie są te rozmowy. W szeregach Armii Wyzwolenia Narodowego walczy ok. 2,5 tys. bojowników. Z kolei przedstawiciele FARC już od listopada 2012 roku negocjują z rządem warunki zakończenia trwającej od przeszło pół wieku wojny domowej. W ostatnich tygodniach rośnie optymizm w związku z rozmowami po tym jak FARC uwolniło porwanego generała, a 20 grudnia ub.r. wprowadziło jednostronne zawieszenie broni. Ogłoszenie tego rozejmu przez rebeliantów było bezprocentowym gestem, zwłaszcza że rząd Santosa sprzeciwia się ogłoszeniu zawieszenia broni przez wojsko do czasu zakończenia rozmów.
Zawieszenie broni
Santos, który od trzech dni spotyka się z rządową ekipą negocjacyjną i zagranicznymi ekspertami od rozmów pokojowych, przyznał, że dotychczas FARC przestrzega zawieszenia broni. Ugrupowanie zagroziło jednak zerwaniem rozejmu, jeśli siły rządowe zaatakują. FARC liczy obecnie mniej niż 8 tys. bojowników, w porównaniu z 20 tysiącami w czasach świetności w latach 90. Od pół wieku skrajnie lewicowe FARC i ELN walczą z rządem w Bogocie. Konflikt kosztował już życie około 220 tysięcy ludzi, a ponad 5 mln zmusił do opuszczenia domów. Przez wiele krajów ELN i FARC uznawane są za grupy terrorystyczne. Obie utrzymują się m.in. z porwań dla okupu i handlu narkotykami.
Autor: MAC\mtom / Źródło: PAP