Niedziela, 30 listopadaWiększe gwarancje i wyższa akcyza - to rządowy oręż w walce z kryzysem gospodarczym. Plan przedstawiony przez premiera o wartości ponad 91 mld złotych nie rzuca jednak na kolana polityków opozycji. - Nie wierzę w skuteczność rządu. Nie wykorzystaliście ostatniego roku, żeby nas przygotować na ten kryzys - mówił z "Magazynie 24 godziny" były marszałek Sejmu Maciej Płażyński. Wtórował mu Jerzy Wenderlich z SLD: - Do tej pory tylko obserwowaliście, a od obserwowania nikomu nie przybywa.
Minister finansów Jacek Rostowski przedstawiając "plan stabilności i rozwoju" tłumaczył, że rząd czekał z poprawką do budżetu obserwując rozwój kryzysu finansowego na świecie. Uspokajał jednocześnie, że choć polska gospodarka "nie jest wyspą", to powinniśmy być "w umiarkowany sposób optymistyczni", bo wyniki Polski "nie są najgorsze".
Wenderlich: Od obserwowania nikomu nie przybyło
Ale tego entuzjazmu posłowie opozycji nie podchwycili. W pierwszych komentarzach po "prezentacji", SLD zarzuciło premierowi i jego ministrom, że to właśnie zwłoka była największym grzechem rządu, a sam plan jest "chaotyczny".
Stanowisko swojej partii podtrzymał w "Magazynie 24 godziny" Jerzy Wenderlich. Poseł Sojuszu, chociaż zaznaczył, że "każde działanie lepsze jest, niż jego brak", cudów po rządowym planie stabilności się nie spodziewa. - Zbyt długo czekaliście. A rząd nie jest po to, aby się przyglądać, tylko żeby działać. Od obserwowanie nikomu nic nigdy nie przybyło - podkreślał poseł Wenderlich, choć oddawał rządowi, że dobrze zrobił wykonując jakikolwiek ruch, bo jeszcze "okazałoby się, że światowy kryzys zostanie zażegnany, a nasz rząd dopiero będzie zabierał się do pracy".
Płażyński: Nie wierzę
Jeszcze bardziej dosadnie o "planie Tuska" mówił były polityk Platformy i jej współzałożyciel Maciej Płażyński. Oprócz tego, że ma pretensje do rządu, o "niewykorzystanie ostatniego roku, bo kryzys nie był wcale takim zaskoczeniem", to jeszcze w skuteczne działania rady ministrów po prostu "nie wierzy".
- Ta interwencja wcale nie jest taka wielka. Tak naprawdę wszystko zależy tylko od tego, jak będzie przebiegał kryzys na świecie. Nie przeceniajmy realnych skutków tego planu. Ja nie zarzucam, że jest on błędny, ale uważam, że interwencja na 91 mld złotych nie obroni nas, jeśli kryzys światowy będzie naprawdę głęboki - zaznaczał. - Ktoś może powiedzieć, że ja straszę, a ktoś inny, że przestrzegam: dobry czas, jeśli chodzi o nasze kieszenie, jest już za nami - dodawał Płażyński.
Rząd broni planu i budżetu
Ataki o "grę na czas" i odpierał Sławomir Nitras z PO: - Myślę, że wcześniej nie można było opracować tego planu. Chodziło o to, żeby był on skuteczny, a nie szybki - przekonywał poseł. Jego zdaniem, interwencja rządu była konieczna i to przekonanie powinno dziś wszystkich łączyć. - Jednocześnie rząd zrobił coś, co jest karkołomne, ale może się udać: zbudował plan opiewajacy na prawie 100 mld złotych i nie zwiększył deficytu - przypominał.
Wcześniej Michał Boni, szef Zespołu Doradców Strategicznych premiera Donalda Tuska, podkreślał w TVN24, że rząd przygotowując swój projekt nie chciał zwiększać deficytu, bo "ważnym elementem planu jest właśnie stabilność finansowa".
- Nam chodzi o zwiększenie zaufania banków do przedsiębiorstw, bo już dziś coraz trudniej uzyskiwać im kredyty - mówił sekretarz stanu w kancelarii premiera. Boni zapowiedział też, że rząd prac na planem wcale nie zakończył, a "zespół ministra finansów będzie monitorował działania przez najbliższe miesiące". Wierzymy, że polska gospodarka nie straciła oddechu. Mamy nadal dobre tempo biegu - przekonywał.