Uczniowie drwią: szkoła każe za wszystko. Za pomalowane paznokcie, niebieskie włosy i sznyty na rękach.
I nawet, jeśli statuty, w których pojawią się tak krzywdzące zapisy, i jeszcze są egzekwowane, nie są regułą w polskich szkołach, to gdybyśmy znaleźli choćby trzy – to byłoby o trzy za dużo. Niestety znaleźliśmy ich więcej.
Coraz więcej jest też dzieci i młodych dorosłych wołających o pomoc. – Blisko 10 osób dziennie dzwoni i mówi, że się samookalecza. To osoby do 18 roku życia – mówi tvn24.pl psychoterapeutka Magdalena Tyburcy, która pracuje w telefonie zaufania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
- Samookaleczenie to nie tylko każde celowe przerwanie tkanki za pomocą żyletki czy cyrkla. To również wyrywanie sobie włosów, zadrapania, otarcia i siniaki – wyjaśnia i podkreśla: na samym początku okaleczenia są płytsze, dzieci zakrywają je frotkami, biżuterią.
Według najnowszych danych fundacji liczba samookaleczeń wśród młodych ludzi wzrosła w 2022 roku o 130 procent. O 30 procent wzrosła liczba lęków, a myśli, zamiarów i prób samobójczych aż o 180 procent.
Z danych fundacji GrowSpace tylko w 2022 roku dzieci i młodzież w wieku 7-18 lat podjęła 2031 zamachów samobójczych. Aż 150 zakończyła się zgonem. Dlaczego mówimy o zamachu samobójczym zamiast próbie? Eksperci wyjaśniają, że słowo „próba” umniejsza powadze takiej decyzji. - Mówimy o "próbie", gdy coś chcemy przetestować, czegoś nie jesteśmy pewni. A ludzie podejmujący "zamach" samobójczy zwykle mają silną potrzebę odebrania sobie życia. Ich działanie jest celowe i nierzadko przemyślane – tłumaczył psychoterapeuta Tomasz Bilicki w rozmowie z Justyną Suchecką-Jadczak.
Aktywiści Dominik Kuc i Paulina Filipowicz apelują do ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka: Konieczny jest program prewencji suicydalnej w szkołach.
Aktywiści podkreślają, że aż 40 proc. osób ponawia zamach samobójczy w okresie około 12-14 miesięcy od pierwszego. Specjaliści z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę sygnalizują zaś, że w ubiegłym roku podjęto aż 885 interwencji ratujących życie i zdrowie młodych ludzi. Osoby, które dzwoniły do telefonu zaufania mówiły, że odbiorą sobie życie lub są w trakcie podjęcia zamachu samobójczego.
W sprawie programu prewencji suicydalnej w szkołach powstała petycja, którą podpisało już prawie 11 tys. osób. Można ją znaleźć na stronie Nasza Demokracja.
Co na to minister edukacji? Nie odpowiedział na ani jedno z naszych pytań o podjęte i planowane działania w temacie zdrowia psychicznego polskich uczniów.
A to nie milczenie chce usłyszeć młody człowiek, gdy przychodzi po pomoc albo ktoś zauważy, że przejawia autoagresywne zachowania.
Pytam, od czego zacząć rozmowę.
- Od powiedzenia „rozumiem” – mówi dr. Tomasz Bilicki, nauczyciel i psychoterapeuta.
Co dalej? Co potem?
A co mieli nam do powiedzenia dyrektorzy szkół, w których statutach pojawił się kontrowersyjny zapis?
Minus sto za cięcie
Zapisy, jakie można znaleźć w szkolnych statutach, na swoim profilu na facebooku, przytoczyła aktywistka Alina Czyżewska.
„Ocenę naganną otrzymuje uczeń, który stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia własnego i innych, np. samookaleczenie się”
„Zachowania negatywne, punkty ujemne: samookaleczanie. Punkty: 25, 50, 75 lub 100”.
„Punkty ujemne: Obszar II: Postępowanie zgodne z dobrem społeczności szkolnej: Zagrożenie własnego życia i zdrowia (np. samookaleczenie się). Każdorazowo -50 punktów. Odpowiedzialny za wpis: wychowawca, pedagog, psycholog”.
„Poważne wykroczenia naruszające regulaminy szkolne i normy współżycia w społeczeństwie: poważne wykroczenia przeciw zdrowiu oraz bezpieczeństwu własnemu i innych (palenie, picie, narkotyki, samookaleczenia)”
„Ucznia obowiązuje absolutny zakaz: samookaleczania i wszelkich form piercingu”.
Dzwonimy po kolei do szkół, które taki zapis mają w swoim statucie.
Szkoła podstawowa w Białymstoku. Telefon odbiera sekretarka, prosi o telefon następnego dnia, gdy będzie dyrektorka. Dzwonimy, dyrektorki nie ma, ale sekretarka twierdzi, że takiego zapisu w ich statucie nie ma. Sprawdzamy – jest. Sekretarka jest pewna, że brzmi on inaczej.
A zapis brzmi następująco: „Zachowania niepożądane: Wyłudzenia pieniędzy, palenie tytoniu, picie alkoholu, stosownie innych używek i substancji odurzających, udostępnianie innym uczniom w/w substancji lub nakłanianie do ich spożywania, samookaleczenie”.
W umówiony dzień, gdy dyrektorka miała porozmawiać z nami, nikt nie odbiera telefonów.
Szkoła podstawowa w Skawie (województwo małopolskie). Dyrektor jest na urlopie, ale wysyłamy maila: "Chciałabym zadać pytanie o zapis w regulaminie szkoły dotyczący samookaleczenia się ucznia - opisane jest to w paragrafie o ocenie zachowania jako 'zachowanie niepożądane'. Czy ten zapis powinien tak wyglądać? Czy samookaleczanie się ucznia nie jest raczej sygnałem do natychmiastowej pomocy psychologicznej? Co na ten zapis mówi pedagog w Państwa szkole?”
Dyrektor Marek Kościelniak odpisuje: „Dziękujemy za informację i za pochylenie się nad naszym statutem. Uczniom przejawiającym niepokojące i niepożądane zachowania oraz wymagającymi wsparcia na bieżąco udzielana jest pomoc psychologiczno-pedagogiczna w formie dostosowanej do indywidualnych potrzeb ucznia. W szkole prowadzone jest szerokie wsparcie dla uczniów zarówno tych z problemami, jak i związane z rozwojem ich talentów. Komisja statutowa, pracująca na bieżąco, pochyli się nad zapisem i dokładnie go przeanalizuje przy współpracy ze specjalistami zatrudnionymi w szkole i podejmie stosowne kroki celem aktualizacji zapisu Statutu. Jako dyrektor cieszę się, że osoby z zewnątrz analizują szkolne prawo. Daje to możliwość zauważenie zapisów niejednoznacznych i pozwala na skuteczną aktualizację”.
W szkole podstawowej w Wyszonkach Kościelnych (województwo podlaskie), w której statucie też widnieje zapis o naganie za samookaleczenia, telefon odbiera sekretarka.
- TVN24 do nas? Pani chyba żartuje.
Na prośbę o podanie do telefonu dyrektorki dopytuje, w jakiej dzwonimy sprawie. Prosimy, by ułatwiła nam wykonywanie pracy dziennikarskiej.
- A skąd ja wiem, kim pani jest? Ja też mogę się przedstawić jako Katarzyna Nowak.
W końcu okazuje się, że dyrektorka jest na urlopie i wraca w kolejnym tygodniu. Wysyłamy maila z zapytaniem o zapis w statucie.
Parę dni później dyrektorka Anna Jóźwiak pisze do nas maila, w którym przekonuje, że w statucie nie ma takiego zapisu. Wysyłamy skrina, że jest.
Dyrektorka tłumaczy, że statut nie został zaktualizowany. Zapewnia, że samookaleczenia są w jej szkole traktowane poważnie. „Dla nas jest to sygnał do podjęcia natychmiastowych działań w celu udzielenia pomocy psychologicznej” – pisze Anna Jóźwiak.
Jaka to pomoc?
„Każdy pracownik ma obowiązek zareagowania na jakikolwiek sygnał o ryzyku zachowania autodestrukcyjnego u ucznia. Wychowawca lub pedagog szkolny informuje także rodziców o możliwości wsparcia psychologicznego na terenie szkoły. Uczeń, który jest w kryzysie psychicznym zostaje objęty pomocą psychologiczno – pedagogiczną. O zaistniałej sytuacji poinformowany zostaje także dyrektor szkoły” – czytamy w wiadomości.
Dyrektorka dodaje jeszcze: „Samookaleczenie to przejaw autoagresji, niektóre młode osoby nie wytrzymują presji wywieranej na nich przez rodziców i środowisko i nie widząc innej możliwości rozładowania stresu, same zadają sobie ból, okaleczając się. Dlatego każdy przypadek samookaleczenia się przez młodego człowieka wymaga troskliwej opieki i wnikliwego zbadania przyczyn takiego stanu rzeczy, a nie karania go w jakikolwiek sposób (np. negatywną oceną z zachowania)”.
Dyrektorka na koniec zapewnia, że ze statutu zniknie taki zapis.
40 procent uczniów cierpi na depresję
Rozmawiamy z Edytą Sobczak, dyrektorką szkoły podstawowej w Klwowie (województwo mazowieckie).
Mówi, że to niemożliwe, by samookaleczanie było zagrożone karą.
Cytujemy zapis: „Ocenę naganną otrzymuje uczeń który wchodzi w kolizję z prawem, swoim zachowaniem zagraża bezpieczeństwu innych (zmuszanie i spożywanie alkoholu, palenie papierosów, spożywanie środków odurzających, samookaleczenie”.
Dyrektorka deklaruje, że zapis zostanie zmieniony. I podkreśla, że takie przypadki zdarzały się w szkole, ale żadne dziecko nigdy nie spotkało się z karą, ani nie było negatywie oceniane.
Pytamy, jak szkoła reaguje, gdy uczeń się okalecza.
Dyrektorka odpowiada, że w szkole jest psycholog i pedagog, szkoła współpracuje też z poradnią psychologiczno-pedagogiczną dostępną dla rodziców. Dodaje, że w szkole są dzieci z różnymi problemami, które wzrosły po pandemii, to na przykład trudności z odnalezieniem się w grupie czy niechęć do chodzenia do szkoły. Zapewnia, że szkoła w takich przypadkach zawsze ma kontakt z rodzicami, a nauczyciele mają doświadczenie w pomocy uczniom w sytuacjach kryzysowych.
Jedno słowo: „Rozumiem”
Czy każda szkoła ma wykwalifikowaną kadrę, która potrafi udzielić pierwszej pomocy w sytuacji kryzysowej?
Nie. Ministerstwo Edukacji i Nauki poinformowało w ubiegłym roku, że na pomoc psychiczną dla uczniów przeznaczy 700 mln zł. Na dodatkowe zajęcia z zakresu zdrowia psychicznego będzie 180 mln zł, a pozostałe 520 mln zł pokryje koszty zatrudnienia psychologów i pedagogów. Plan jest ambitny - do 2024 r. liczba specjalistów ma zwiększyć się z 21 tys. do 51 tys.
Dobry psycholog jest na wagę złota, do prywatnych gabinetów ustawiają się kolejki, a najlepsi specjaliści nie mają wolnych terminów przez kolejny rok. Ceny? Zaczynają się od 150 zł za godzinę. Ale nie wszystkich na to stać. Wtedy zostaje szkoła i zatrudniony w niej psycholog. A nie w każdej szkole znaleźć można takiego specjalistę.
Dlaczego?
Marlena Ewa Kazoń, psychoterapeutka: - Małe wynagrodzenie i zbyt duża odpowiedzialność. Biurokracja, papiery, stosy dokumentów odstraszają psychologów.
Raport NIK „Organizacja pracy nauczycieli w szkołach publicznych" z 2022 roku o tym, czego brakuje polskiej szkole wskazywał, że 34 procent specjalistów w badanych szkołach nie otrzymała za zajęcia pedagogiczno-psychologiczne wynagrodzenia. Izba zwróciła uwagę, że duże zróżnicowanie w organizowaniu i finasowaniu takich zajęć zależy od przyjętego przez dyrektora szkoły rozwiązania lub od zamożności czy priorytetów oświatowych danej gminy lub powiatu.
Według stanu na 7 listopada 2022 roku (dane zebrane przez TVN24) w polskich szkołach było ok. 5,5 tys. wakatów, w tym ponad 1,8 tys. w miastach wojewódzkich. Najwięcej - ponad 1200 dotyczyło szkolnych psychologów, na drugim miejscu byli pedagodzy - 800 ofert.
A obecność specjalistów jest niezbędna.
- Właśnie jestem na szkoleniach z nauczycielami w Radomiu. Dlaczego ważna jest pierwsza interwencja w sytuacji kryzysu psychicznego ucznia? Bo może uratować życie – mówi Tomasz Bilicki, nauczyciel i psychoterapeuta, który prowadzi dla nauczycieli szkolenia z tego zakresu.
I przekonuje, że zadaniem szkoły jest obserwować.
- Jeśli uczeń podciąga rękawy i widać samookaleczenia, to my musimy zareagować – mówi.
A reagować trzeba często. Psycholożka Magdalena Tyburcy, która pracuje w telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111 mówi, że aż dziewięć osób dziennie przyznaje w rozmowie, że się samookalecza. To osoby do 18 roku życia.
- Samookaleczenie to nie tylko każde celowe przerwanie tkanki za pomocą żyletki czy cyrkla. To również wyrywanie sobie włosów, zadrapania, otarcia i siniaki. Statystycznie okalecza się więcej dziewczynek niż chłopców. Jeśli do samookaleczenia doszło więcej niż 20 razy aż ponad trzykrotnie wzrasta ryzyko samobójstwa. Na samym początku okaleczenia mogą być rzadsze i płytsze, dzieci zakrywają je frotkami, biżuterią, noszą długie bluzy, rezygnują z zajęć fizycznych, mówią, że kot je podrapał. Warto dodać, że młodzież okalecza się nie tylko na rękach, ale np. brzuchu czy udach– wyjaśnia.
Czy piercing lub tatuaże też mogą być traktowane jak samookaleczenie, bo w szkolnych statutach lądują w jednym zdaniu z samookaleczaniem się.
- W wyjątkowych sytuacjach częste tatuowanie czy piercing może być formą regulowania napięcia, ale generalnie nie powinno być traktowane jako forma samookaleczania się. Jest to raczej sprawa estetyki, chęć przynależenia do grupy – mówi Tyburcy.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę podaje, że według ich najnowszych danych liczba samookaleczeń w 2022 roku (w stosunku do roku 2016) wzrosła o 130 procent. O 30 procent wzrosła liczba lęków, a myśli, zamiarów i prób samobójczych o 180 procent.
- To niestety światowy wzrost, podobne dane znaleźć można w innych krajach. Dlaczego? Składa się na to bardzo wiele czynników, pandemia uwypukliła wiele problemów, ale dzieci i młodzież generalnie czują się coraz bardziej zagubione, przeciążone i samotne – tłumaczy psycholożka.
Jak powinna wyglądać reakcja dorosłego, gdy dziecko się okalecza? W telefonie zaufania 116 111 konsultanci starają się poznać rozmówcę, zrozumieć jego sytuację i zasoby. Nie mają gotowych recept, bo każda historia jest inna.
- Staramy się usłyszeć to co mówi nam dziecko, dopytać, w jakich chwilach dochodzi do samookaleczeń, mówimy, że nie tylko ono w ten sposób reaguje, że jest to częsty sposób na rozładowanie napięcia. Skupiamy się na tym, by zaproponować zastępcze, mniej niebezpieczne metody radzenia sobie z trudnymi emocjami, nie demonizujemy samookaleczeń, nie mówimy, że nie wolno tego robić. Proponujemy na przykład pracę z oddechem. Rodzicom natomiast zawsze powtarzamy, że to nie jest moda, a wyraz cierpienia ich dzieci. Dziecko nie chce w ten sposób zrobić nikomu na złość, raczej woła o pomoc – mówi Tyburcy.
Psycholożka zaznacza, że od rodziców nikt nie oczekuje, że będą ekspertami, ale zachęca ich do większej uważności, poszerzenia swojej wiedzy i kierowania się po pomoc do specjalistów.
- Wszyscy powinniśmy brać na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo młodych osób i zawsze lepiej jest mieć jedną rozmowę więcej, zatrzymać się na kilka minut niż potem żałować - tłumaczy Tyburcy.
Ekspertka uważa, że każda szkoła powinna mieć jasne wytyczne i przygotować pracowników na to, jak reagować.
- Osobą, która zauważy coś niepokojącego, może być osoba sprzątająca i ona też powinna mieć wiedzę, gdzie to zgłosić, albo jaką pierwszą pomoc zaoferować młodej osobie - podkreśla Tyburcy.
A co, jeśli pracownik szkoły już zauważył coś niepokojącego? Co powiedzieć uczniowi, by go nie spłoszyć?
- Zaprosiłbym takiego ucznia i uczennicę na rozmowę. Powiedziałbym, że to zauważyłem, że nie może to zostać miedzy nami. Dałbym wybór, że uczeń może porozmawiać o tym albo z innym nauczycielem albo ze mną. W trakcie takiej rozmowy starałbym się pozyskać informację, jaka jest historia tych śladów. W takiej rozmowie nie karałbym, nie groziłbym niczym, nie mówiłbym rzeczy nieprawdziwych. Na pewno nie powiedziałbym, że cięcie się nic uczniowi nie daje. Bo to nie jest prawda, ma bardzo wiele funkcji, na przykład reguluje napięcie – wyjaśnia psychoterapeuta Tomasz Bilicki.
Co uczeń powinien jeszcze usłyszeć od dorosłego?
Bilicki mówi o jednym słowie: „Rozumiem”
- To jest słowo, które nie jest pochwałą, nie jest naganą. Znaczy to właśnie, co znaczy. W większości przypadków szkoła powinna przekazać te informacje rodzicom. Trzeba też dowiedzieć się, jaką funkcję spełnia samookaleczanie się. Jeśli reguluje napięcie, które uczeń ma w szkole, to trzeba zadbać o to, by to napięcie szkolne zniwelować. Bo jeśli uczeń mówi, że „nie jest w stanie wytrzymać”, to chciałbym wiedzieć, czy te sytuacje zdarzają się na terenie szkoły. Wtedy zastanowilibyśmy się, jak zredukować to napięcie. Szkoła pełni tu bardzo ważną funkcję rozpoznania problemu – wyjaśnia.
A jeśli niweluje napięcie związane z sytuacją w domu? Wtedy potrzebna jest terapia rodzinna.
Bilicki podkreśla też, że bardzo często samouszkodzenia towarzyszą myślom samobójczym.
- Może się okazać, że autoagresja to nie jest główny problem, bo uczeń ma plany samobójcze. Trzeba zawsze zapytać, czy uczeń myślał o tym, by zrobić sobie coś więcej – zaznacza Bilicki.
Nie uczymy tego, co robić, gdy twój kolega nie chce żyć
I docenić, gdy przychodzi uczeń/uczennica, by powiedzieć, że kolega/koleżanka się okalecza! Nie pozwolić mu o sobie myśleć, że jest konfidentem - zaznacza ekspert.
- Często się zdarza, że inicjatorem akcji ratunkowej jest rówieśnik. Pracowałem w telefonie zaufania i było to powszechne, że uczeń dzwonił w sprawie swojego przyjaciela czy przyjaciółki – mówi Bilicki. I jeszcze: Zgłaszają się też absolwenci, sam miałem takich interwencji kilkanaście. Ostatnio dwa tygodnie temu. Mój absolwent uratował życie swojemu koledze. Fachowo nazywa się to „rówieśnicza interwencja kryzysowa”. I tu jest bardzo ważne, by nauczyciel wiedział, jak reagować. Taki uczeń może być uznany za konfidenta, też jest w trudnej sytuacji.
I dodaje: - Nie uczymy tego, co robić, gdy twój kolega nie chce żyć. A te rozmowy są ekstremalnie trudne nawet dla dorosłych. Tego trzeba uczyć, gdzie jest granica pomiędzy byciem konfidentem, a pomocą.
Uczniowi coś odwala
Nauczyciele nie zawsze wiedzą, jak rozmawiać. Uczniowie słyszą na przykład: „Ja bym cię wyleczyła”. Albo bagatelizują mówiąc, że uczeń coś „odwala”.
Alina Czyżewska, aktywistka: - Jeśli słyszę, że dyrektorzy nie wiedzą o tym, co mają w statutach, to ja chciałabym zapytać o rzetelność rady pedagogicznej, która uchwala taki statut. To wszystko przygotowuje dyrektor. I jeśli dyrektor mówi, że nie wie, co przygotował, a rada co uchwaliła, to chciałabym zapytać: Czy wiecie , jakie ustanawiacie prawo? Czy jesteście za to odpowiedzialni?
Czyżewska zaznacza, że w ten sposób uczniowie w szkole uczą się, że prawo tworzone jest nieodpowiedzialnie.
- To przerażający brak wiedzy o zdrowiu psychicznym. Prawo, które karze za to, że ktoś ma problemy – mówi Czyżewska.
O zapisach w statutach dotyczących kar za samookaleczanie się nie wiedziało Stowarzyszenie Umarłych Statutów.
- Nie dotarły do nas takie informacje, ale prawdę mówiąc jestem zaskoczony, że takie zapisy tam są. Nie wiem, jak to skomentować – mówi Łukasz Korzeniowski, prezes stowarzyszenia.
Kontrowersyjne statuty obśmiał na swoim TikToku Lesław Dzik, młody aktywista, który działa na rzecz polskiej edukacji.
- Uczniowie napisali do mnie, że te przepisy są, ale nie są egzekwowane. To po co tam są? Szkoły same są sobie winne, że zrobiła się z tego afera A skąd ja wiem, że ten zapis nigdy nie będzie egzekwowany? Przecież takie jest prawo. To ma być tylko do straszenia? – pyta Dzik.
I dodaje: - Chciałbym podkreślić, że polska szkoła to średniowiecze i jedyne, co tu działa, to system kar. Bo kary są za wszystko. Za pomalowane paznokcie, niebieskie włosy, za sznyty na rękach. Chodzi o strach. Koleżankę straszono sądem, że napisała o szkole negatywną opinię na Googlach. W ten sposób szkoła chce budować w nas autorytet. Prymitywną siłą – mówi Dzik.
- Wiedza może uratować komuś życie. Tego, jak reagować musimy uczyć nauczycieli kierunkowych: geografów, matematyczki, historyków. Bo to oni mają z uczniami najczęstszy kontakt i to im często uczniowie ufają. A te zapisy o karach powinny oczywiście zniknąć ze statutów – podsumowuje Bilicki.
RPO pisze do kuratoriów
Na początku lutego Rzecznik Praw Obywatelskich wystąpił z pytaniem do kuratoriów oświaty o skargi w sprawie zapisów związanych ze sposobem ubierania się uczniów i farbowaniem włosów. Zdaniem uczniów zakazy i nakazy w statutach są niezgodne z konstytucją. „Zastrzeżenia rodzą m.in. wymagania co do elementów wyglądu ucznia lub uczennicy, które przez część osób są oceniane jako nadmierne ograniczenie ich wolności” – pisze rzecznik.
Pytamy, czy RPO zajmie się też zapisami związanymi z karą za samookaleczenia.
"W obecnej chwili zbieramy odpowiedzi od kuratorów oświaty na skierowane w ostatnim czasie wystąpienie. Oczekujemy także na pozostałe odpowiedzi. Po otrzymaniu ich wszystkim przeprowadzimy kompleksową ich analizę i przy tej okazji weźmiemy je pod uwagę, pod kątem ew. dalszych działań w tej sprawie" – odpowiada Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego.