Szpital dziecięcy przy ul. Krysiewicza w Poznaniu wypowiedział wojnę niezdrowemu jedzeniu. Odkąd w pobliżu otwarto restaurację szybkiej obsługi, lawinowo wzrosła liczba pacjentów, którzy zajadają się hamburgerami czy frytkami. Lekarze chcą z tym skończyć i zakazali przynoszenia fast-foodów na jeden z oddziałów. - Może będą skargi, że naruszamy swobody obywatelskie, ale my takie mamy reguły - podkreśla Jacek Profaska, dyrektor placówki.
Od kiedy maju nieopodal szpitala dziecięcego przy ul. Krysiewicza otwarto restaurację szybkiej obsługi, rodzice dzieci regularnie kupują tam posiłki i zanoszą je swoim pociechom.
- Rośnie to lawinowo. Widać to po papierkach po frytkach czy pudełkach po hamburgerach, które zostają w szpitalu - mówi Jacek Profaska, dyrektor szpitala.
Hamburger popity colą na izbie przyjęć
Pacjenci przychodzą nawet do izby przyjęć i chcąc zapewnić dzieciom miłe spędzenie czasu fundują im właśnie fast-foody z pobliskiej restauracji.
- To totalny absurd. Czasami powód wizyty dziecka w szpitalu jest związany z przewodem pokarmowym, a dziecko jest nafaszerowane frytkami czy hamburgerami popitymi coca-colą - denerwuje się Profaska.
Jak dodaje, trudno znaleźć na to receptę. - To trochę nierozwiązywalny problem. Ludzie mają w końcu prawo kupować co chcą, ale stoi to w sprzeczności z generalną zasadą, że dziecko przychodzące na diagnostykę nie powinno mieć obciążonego przewodu pokarmowego. Nawet, jeśli jest to na przykład złamana noga czy ręka. Dziecka wtedy nie można bowiem znieczulić i od razu działać czy rozpocząć zabiegu - wyjaśnia.
"To taki apel rozpaczy"
Dlatego dr Grażyna Sierakowska-Urbańska, ordynator oddziału dzieci starszych, postanowiła wypowiedzieć wojnę takiemu jedzeniu. Na drzwiach oddziału wywiesiła kartkę: "Prosimy o nieprzynoszenie jedzenia z McDonalda!".
O zakazie jako pierwsza poinformowała "Gazeta Wyborcza". - Bywa, że z powodu złej diety musimy zatrzymać dziecko w szpitalu kilka dni dłużej - tłumaczyła "Gazecie" dr Sierakowska-Urbańska.
Walkę lekarki popiera jej przełożony. - Musieliśmy podjąć jakieś próby zwalczenia tego. Podobne napisy są także w izbie przyjęć. To taki apel rozpaczy, wprowadzony przez dr Sierakowską-Urbańską na jej oddziale, który zajmuje się właśnie m.in. chorobami pokarmowymi czy alergiami - mówi dyrektor szpitala.
O tym, że jedzenie może uczulać, sieć restauracji informuje nawet na swojej stronie internetowej.
Nie mam nic przeciwko McDonald'sowi, to co jest tam sprzedawane, w większości stoi w sprzeczności z zasadami dietetyki, którą musimy stosować w szpitalu dr Jacek Profaska, dyrektor Szpitala Dziecięcego im. Krysiewicza w Poznaniu
- Nie mam nic przeciwko McDonald'owi, to co jest tam sprzedawane, w większości stoi w sprzeczności z zasadami dietetyki, którą musimy stosować w szpitalu. Może będą skargi, że naruszamy swobody obywatelskie ale my takie mamy reguły. Żywienie jest pewnym elementem leczenia, niekiedy nawet podstawowym - tłumaczy Profaska.
"Pełen żołądek może być zagrożeniem życia"
Dla dyrektora szpitala najważniejsze jest jednak to, by skalę problemu zrozumieli rodzice. - Muszą oni pamiętać przede wszystkim, że nie wolno dzieci poić czy żywić bez wiedzy lekarzy. W niektórych sytuacjach pełen żołądek może być zagrożeniem dla życia dziecka - podkreśla.
Sieć restauracji chcieliśmy poprosić o komentarz. Do biura prasowego niestety nie udało nam się dziś dodzwonić.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA 3.0) | Ysbail