Pracownicy Zarządu Zieleni Miejskiej w Poznaniu podczas prac pielęgnacyjnych w Parku Wieniawskiego odkryli przypadkiem wejście do schronu. "Parki na Starym Mieście kryją jeszcze wiele tajemnic" - komentują pracownicy miejskiej spółki. Poznańska Grupa Eksploracyjna sprawdziła, co kryją podziemne korytarze.
O przypadkowym odkryciu zapomnianego schronu poinformował w mediach społecznościowych Zarząd Zieleni Miejskiej w Poznaniu.
"Parki na Starym Mieście kryją jeszcze wiele tajemnic. Patrząc na park okiem przechodnia, spacerowicza, cały w zieleni z drzewami, krzewami, bylinami i trawami (aktualnie w bardziej jesiennych barwach) nie wszyscy dostrzegają, że pod ziemią mogą kryć się pozostałości minionych lat. Park im. Henryka Wieniawskiego podczas prac pielęgnacyjnych w drzewostanie odkrył przed nami kolejny schron przeciwlotniczy, potocznie nazywany szczeliną dla niemieckiej ludności mieszkającej w Poznaniu podczas II wojny światowej" – napisali.
Betonowa pokrywa pękła pod naporem
Jak się okazało, na teren parku wjechał podnośnik z koszem, z którego pracownicy mieli przycinać gałęzie drzew. Gdy pojazd stanął, ziemia zaczęła się osuwać. Pracownicy zdołali nim odjechać, a prace natychmiast przerwano.
- Pani inspektor ZZM zadzwoniła do mnie, że mają wyrwę, i zapytała, czy tam jest szczelina. Powiedziałem, że faktycznie jest. Pojechałem na miejsce, okazało się że klatka schodowa nie była zadaszona. W okresie PRL obrona cywilna zakrywała takie wejścia betonowymi płytami albo schronowymi drzwiami z betonu zbrojonego – mówi Mikołaj Rembikowski z Poznańskiej Grupy Eksploracyjnej.
Tu zastosowano to drugie rozwiązanie. Wejście zabezpieczono, układając jedne przy drugich dziewięć par drzwi ze zbrojonego betonu o grubości 5 centymetrów. Wszystko przysypano grubą warstwą ziemi, tak, że przez lata nie było widać śladów po szczelinie.
- Po kilkudziesięciu latach nadmiar ziemi spowodował, że jedne z drzwi się powyginały, a potem stanął na nich ciężki sprzęt i pękły w pół – tłumaczy Rembikowski.
Zbadali słabe punkty
W sobotę członkowie Poznańskiej Grupy Eksploracyjnej zajrzeli do schronu. - Niestety, w środku było kompletnie pusto. Nie zachowały się żadne elementy wyposażenia – mówi Rembikowski.
Znaleźli w zasadzie jedynie śmieci, jak starą połamaną ławkę parkową z lat 70. czy zapałki z okresu PRL.
Sprawdzili też, jak wygląda zabezpieczenie wejść do szczelni, bo to jedyne "słabe punkty" konstrukcji. – Do samej szczeliny nikt nie wpadnie. One są tak zbudowane, ze można po nich chodzić, jeździć. Ale wejścia do nich już nie są do tego przystosowane. Gdyby tu, w parku Wieniawskiego, płyty były widoczne, nikt na nie wjeżdżałby ciężkim sprzętem – wyjaśnia Rembikowski.
Okazało się, że drugie wejście do szczeliny jest całkowicie zagruzowane. A w tym, przy którym zapadły się jedne z betonowych drzwi, drugie także wymagały wymiany, bo już "wisiały na włosku". W ich miejsce położono betonowe płyty drogowe przekazane przez Zarząd Dróg Miejskich.
"Panowie z Grupy oprócz tego, że zinwentaryzowali szczelinę przeciwlotniczą, wskazali dokładne miejsca, gdzie bezpiecznie można poruszać się sprzętem, podczas pielęgnacji zieleni, to przede wszystkim społecznie, własnymi siłami zabezpieczyli wejście do schronu, betonowymi płytami" – chwali grupę ZZM.
- Cieszymy się, że mogliśmy pomóc – mówi Rembikowski.
Lepsze od piwnic
Szczeliny przeciwlotnicze to rodzaj schronów dla ludności cywilnej, schronów niebojowych przeciwlotniczych budowanych pod koniec II wojny światowej na rozkaz Niemców przez polskich robotników przymusowych dla ludności niemieckiej zamieszkującej wówczas Poznań. - Schrony tego typu miały zapewnić krótkie przetrwanie ludności cywilnej narażonej na bombardowania aliantów zachodnich – tłumaczy Mikołaj Rembikowski.
Oczywiście można było ukryć się podczas nalotu w piwnicy. Ale te nie były tak bezpieczne, jak szczeliny. - Bezpośrednie trafienie niszczyło budynek, zniszczyłoby też schron. Ale te budowano w taki sposób, aby zminimalizować ryzyko bezpośredniego trafienia. Korytarze schronu miały pozałamywany przebieg – mówi Rembikowski.
Tego typu schrony budowano najczęściej w parkach i skwerach. W czasach wojny były ogólnodostępne. - Każda osoba widziała, gdzie szczelina jest, była odpowiednio oznakowana – wyjaśnia.
Wszystkie były identyczne. – Były budowane według wytycznych, które pojawiły się w 1944 roku. Były dokładne instrukcje – tak jak składamy meble z Ikei, tak Niemcy dokładnie opisali, jak ta szczelina ma być zrobiona – mówi Rembikowski.
Poznańska Grupa Eksploracyjna weszła mniej więcej do połowy z ponad 130 szczelin przeciwlotniczych, o których istnieniu wie. - Nie ma dokładnej ewidencji, nie wiadomo, ile ich jest – mówi Rembikowski.
Do środka zaglądają po tym, jak otrzymają niezbędne zgody miejskich instytucji. I przy okazji dostali zadanie – mają sprawdzić ich stan techniczny. - Te obiekty nie są widoczne, nie ma do nich stosownych dokumentacji i map. To stowarzyszenie tworzy dla nas takie mapy i określa, czy należy ten obiekt poddać remontowi, czy jakoś zabezpieczyć wejście. Nikt przecież nie zabroni 10-latkowi odkopać kawałek ziemi i wejść do pomieszczenia pod spodem. Dlatego musimy je zabezpieczać – mówił TVN24 Wiesław Lipiec z ZDM.
PGE planuje udostępnić część szczelin zwiedzającym. - W parku Marcinkowskiego planujemy otworzyć część z 13 szczelin. Na pewno przynajmniej dwie: jedną zamierzamy odrestaurować, a drugą pokazywać w takim stanie, w jakim obecnie jest – kończy Rembikowski.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Poznańska Grupa Eksploracyjna