Wyrok usłyszało dwunastu oskarżonych w sprawie znęcania nad zwierzętami w szczecińskiej ubojni. Tylko dwóch z nich zostało skazanych i to na wyroki w zawieszeniu. Resztę sąd uniewinnił. Wcześniej jeden z oskarżonych przyznał się do zarzucanego mu czynu i został już ukarany.
Ten wyrok zaskoczył większość obecnych na sali rozpraw w Sądzie Rejonowym w Stargardzie obrońców praw zwierząt i dziennikarzy. Z dwunastu oskarżonych uniewinniono dziesięciu.
Jak uzasadniał swoją decyzję sędzia Ryszard Bittner, powodem były nieprawidłowości przy formułowaniu aktu oskarżenia. - Materiał dowodowy został przeanalizowany powierzchownie - stwierdził sędzia
Skąd te zarzuty?
Sędzia szczegółowo i osobno odniósł się do zarzutów każdego z oskarżonych, przytaczając nagrania wideo, które miały udowadniać ich winę. Zdaniem sądu najczęściej bezpodstawnie.
– Nieznane są mi są powody, dla których takie zarzuty oskarżonemu postawiono – powiedział przy okazji analizy sprawy jednego z oskarżonych, który został uniewinniony. Nagrania wideo miały, w opisie prokuratury, pokazywać sytuację, której na nagraniu w ogóle nie było.
– Wyroki wskazują, że policja nierzetelnie przeprowadziła śledztwo. Większość ze scen, które zostały zarejestrowane, nie zostały prawidłowo dopasowane do odpowiednich pracowników – skomentował to Łukasz Musiał z Fundacji Viva!, oskarżyciela posiłkowego w tej sprawie.
Dwóch skazanych, ale będzie apelacja
Tylko w przypadku dwóch mężczyzn – Bolesława K. oraz Wiesława T., nagrania potwierdziły znęcanie nad zwierzętami, ale i tak sąd uznał, że ich czyny miały niską szkodliwość społeczną. Wymierzono im kary po 5 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, grzywny w wysokości 500 złotych oraz nawiązki po 600 złotych na schronisko dla bezdomnych zwierząt.
Obaj mają także zakaz wykonywania podobnej pracy przez najbliższe dwa lata. Będą musieli także zapłacić Fundacji Viva! solidarnie 1344 złotych za tak zwane zastępstwo procesowe.
Wyrok sądu nie jest prawomocny. Adwokat mężczyzn Marta Adamek-Donhöffner zapowiedziała już apelację. Zdaniem Musiała, wyrok jest "satysfakcjonujący", bo w tej sytuacji chodzi o zwierzęta hodowlane, ale nie wyklucza apelacji.
Już na początku procesu jeden z oskarżonych (w sumie było ich trzynastu) przyznał się do winy, otrzymał karę 5 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata oraz karę grzywny w wysokości 500 zł. Miał także wpłacić na rzecz schroniska dla bezdomnych zwierząt kwotę 2000 złotych.
Nagrywali z ukrycia
Ta sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie prywatne śledztwo aktywistów z Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva!. To oni od lutego 2016 do lutego 2017 roku trzynaście razy jeździli w pobliże rzeźni Agrofirmy Witkowo, by zdobyć dowody na maltretowanie zwierząt.
Jak stwierdzili później, nie było o to trudno - za każdym razem, gdy zjawiali się pod ubojnią, nagrywali sytuacje, podczas których zwierzęta były traktowane w sposób, ich zdaniem, łamiący prawo. Zarejestrowali, że podczas transportu i rozładunku pracownicy ubojni bili zwierzęta m.in. młotkiem i rurką, a także kopali je i razili poganiaczem elektrycznym. Gdy już nie mogły iść ciągnęli je za nogi i uszy, albo wciągali zwierzę na wózek wyciągaczem i wywozili.
Sprawę członkowie Fundacji zgłosili prokuraturze, a ta, po konsultacji z biegłym, przyznała im rację. Jak później śledczy sformułowali w akcie oskarżenia - zachowanie podejrzanych powodowało, że transportowane do ubojni zwierzęta były narażone na zbędne cierpienie i stres, a działań takich zabraniają przepisy ustawy z 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt.
Tuzin oskarżonych
Zarzuty pierwotnie usłyszało 12 osób (jednej osobie postawiono je później), w tym osiem osób znęcania się ze szczególnym okrucieństwem, za co groziło do trzech lat więzienia, a cztery osoby znęcania, za co groziły dwa lata. Przestępstw dokonano przed nowelizacją prawa zaostrzającą kary za znęcanie się nad zwierzętami. Oprócz pracowników zakładu i kierowców, oskarżeni byli także dwaj lekarze weterynarii.
Podczas procesu jeden z oskarżonych pracowników ubojni zeznał, że nie bił zwierząt i nie znęcał się nad nimi. Jak dodał, oklepywał je tylko, kiedy nie chciały iść w określonym kierunku. Zeznał także, że w zakładzie nie prowadzono z pracownikami szkoleń, jak pracować ze zwierzętami.
"Czasem trzeba było puknąć"
O braku szkoleń mówił także kolejny przesłuchiwany pracownik firmy. Jak podkreślał, nie chciał zrobić krzywdy zwierzętom i nie uważa, żeby je krzywdził. Z jego wyjaśnień wynika, że do przeganiania zwierząt służyły w firmie m.in. plastikowe rurki, ale także tzw. poganiacze elektryczne. Jak tłumaczył, zwierzę, które nie chciało iść w określonym kierunku, czasem trzeba było "puknąć".
Kiedy sprawa wyszła na jaw, zarząd Agrofirmy Witkowo wydał oświadczenie, w którym napisano, że "sytuacje niewłaściwej obsługi zwierząt są niedopuszczalne i naganne, a przedstawione przypadki niewłaściwego postępowania ze zwierzętami (…) są incydentalne". Zastępca prezesa firmy, Adam Ilnicki powiedział wtedy, że podjęto działania, które mają na celu wyeliminowanie podobnych zjawisk w przyszłości i w firmie miały rozpocząć się szkolenia.
Jak przekazał nam Łukasz Musiał z Fundacji Viva!, po ich interwencji policja z prokuraturą prowadzi osobne postępowanie wobec kolejnych trzech pracowników, którzy zostali pominięci podczas pierwszego śledztwa.
Fragment reportażu Superwizjera TVN na temat znęcania się nad zwierzętami w ubojni w Witkowie:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/gp / Źródło: TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja VIVA!