W styczniu polscy żołnierze walczący w Afganistanie mieli dostać osiem nowych opancerzonych transporterów Rosomak. Tymczasem wozy nie zostały jeszcze nawet wyprodukowane - dowiedział się "Dziennik". Wszystko przez chaos w MON, polskich zakładach zbrojeniowych i siłę wyższą.
Rosomaki miały zastąpić między innymi maszyny, które zostały zniszczone w trakcie walk.
Opóźnienie w dostawach nowych „afgańskich Rosomaków”, zdaniem Janusza Zemke, wiceministra obrony w rządach SLD, może wystawić na niebezpieczeństwo polskich żołnierzy. - Byłem kilka razy w Afganistanie i wiem, jak ważne są tam te transportery. Doskonale chronią polskich żołnierzy. Świadczą o tym fakty. Mimo ostrzału granatnikami i wjechania na miny nikt nie zginął - mówi Janusz Zemke.
Afgańską wersję Rosomaka nie jest łatwo zastąpić, różni się m.in. od wersji standardowej odpornością pancerza. Ma również lepsze urządzenia optyczne.
Termin wciąż bliżej nieznany
Do tej pory sprawa opóźnień w produkcji była utrzymywana w ścisłej tajemnicy. - O tym, że dostawa nie zostanie terminowo zrealizowana, wiedziało zaledwie kilka osób w MON i w Bumarze - mówi gazecie wysoki urzędnik ministerstwa. W ubiegłym tygodniu doszło nawet do poufnego spotkania kierownictwa MON oraz zarządu Bumaru, podczas którego ustalano, kiedy mają zostać dostarczone opóźnione Rosomaki. - Zgodnie z zapewnieniami wykonawcy zaległe dostawy powinny zostać zakończone do końca pierwszego kwartału 2008 roku - informuje płk Cezary Siemion, szef służb prasowych MON.
Tak wyszło...
Tyle że do tej pory do polskich zakładów Bumar Łabędy oraz wojskowych zakładów w Siemianowicach Śląskich, które składają wóz pancerny, nie dotarły nawet wszystkie części. Z Francji nie wysłano elementów układu napędowego. W tym tygodniu, na polecenie zarządu Bumaru rozpoczęła się kontrola wewnętrzna w tej firmie. - Audyt trwa, nie informujemy o wynikach - ucina Tomasz Szatkowski, wiceprezes tej firmy.
Choć przedstawiciele Bumaru przyznają, że ponoszą część winy za opóźnienie dostaw, to, jak zapewniają, nie chcą uchodzić za kozła ofiarnego. Wskazują na zaniechania po stronie MON oraz działalność... siły wyższej. - Nie współpracował z nami podległy MON wojskowy zakład w Siemianowicach Śląskich, który produkuje podwozia i pancerz. Poza tym zbyt późno otrzymaliśmy też zamówienie resortu na Rosomaki - wylicza Szatkowski. I dodaje: - We Włoszech podczas powodzi zalało również fabrykę produkującą części do wież wozów.
Porządek i koordynacja
Byli i obecni szefowie MON proszenie o komentarz uchylili się od odpowiedzi. W wyjaśnienie sprawy zaangażowało się za to Ministerstwo Skarbu. - Zażądałem wyjaśnień, spodziewam się że lada dzień odpowiednie dokumenty trafią na moje biurko - zapewnia Aleksander Grad, szef resortu.
Rosomaka produkuje kilka polskich firm, w tym właśnie Bumar Łabędy oraz Wojskowe Zakłady Mechaniczne w Siemianowicach Śląskich. Prace koordynuje holding Bumar, który w imieniu państwa zarządza firmami zbrojeniowymi, oraz MON. W tym roku koordynacja skończyła się fiaskiem, ponieważ polska armia nie otrzyma prawdopodobnie ani jednego z zamówionych dwudziestu pięciu Rosomaków.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24