Wydłubali jeżowi oczy zapałkami. "Biedny, był zwinięty w kulkę"

"Chora zabawa zakończyła się dla jeża wydłubanymi zapałkami oczami"
"Chora zabawa zakończyła się dla jeża wydłubanymi zapałkami oczami"
Źródło: Stowarzyszenie Leśne Pogotowie - Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt

Mężczyzna podczas spaceru z psem w okolicach Zamościa (Lubelskie) zauważył grupę dziwnie zachowujących się nastolatków. Kiedy zaczął do nich podchodzić, uciekli. - Podszedł bliżej i zobaczył tego biednego jeża. Leżał, był skulony. Z jednego oka leciała krew, a w drugim tkwiła drzazga od zapałki - mówi Lena Grusiecka ze Stowarzyszenia Leśne Pogotowie - Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt.

Mężczyzna przywiózł znalezione zwierzę do Stowarzyszenia Leśne Pogotowie - Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Lublinie na początku września.

Sytuację ośrodek opisał na jednym z portali społecznościowych.

"Dziwnie zachowującą się grupkę zauważył Pan wychodzący z psem na spacer i uratował malucha. Chora zabawa zakończyła się dla jeża wydłubanymi zapałkami oczami - jedna nadal tkwiła w oku" - napisali.

Stracił wzrok

Kiedy zwierzak trafił do ośrodka, długo był skulony i inspektorzy nie wiedzieli, jak mu pomóc.

- Był zwinięty w kulkę. Czekaliśmy, aż się rozwinie. Kiedy w końcu to się stało, zobaczyliśmy, że z jednego oka leciała mu krew, a w drugim tkwiła drzazga od zapałki - opowiada Lena Grusiecka ze Stowarzyszenia Leśne Pogotowie - Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt.

Jeż był bardzo agresywny. - Starał się nas gryźć przy zabiegach, a to się zdarza bardzo rzadko. Najczęstsza forma obrony tych zwierząt to zwinięcie się po prostu w kulkę. Najwidoczniej ta sytuacja zostawiła ślad w jego psychice - mówi Grusiecka.

Jeż niestety całkowicie stracił wzrok, ogólnie czuje się jednak już lepiej.

- To tegoroczny maluch. Oczy ładnie się goją. Mamy nadzieję, że dojdzie do normy, ale na wolność raczej nigdy go nie wypuścimy. Boję się, że mógłby nie przeżyć - tłumaczy.

Sprawa została zgłoszona na policję

Mężczyzna, który przywiózł zwierzę do ośrodka miał zgłosić sprawę na policję. Jak się okazało, nie zrobił tego.

- Pewnie myśli, że i tak to nic nie da. Nie ma żadnego monitoringu. Sprawa jest przegrana, jeżeli chodzi o ukaranie tych ludzi - mówi Grusiecka.

Mimo wszystko ośrodek sam zgłosił policji zdarzenie. Jego członkowie nagłaśniają też sytuację w sieci.

- Może jeśli to nagłośnimy, to ktoś przypomni sobie, że ich widział. Może ktoś się zgłosi - podsumowuje.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: MAK/ ks / Źródło: tvn24

Czytaj także: