- Zabójcy są już tam, gdzie jest ich miejsce, a ci ludzie nadal się czegoś boją, nadal kłamią. Mamy się przygotować na szok i na najgorsze - mówi siostra zamordowanej 19 lat temu Iwony Cygan. Dzięki dotarciu do ważnych świadków i nigdy dotąd niepublikowanych dokumentów, reporterzy "Superwizjera" wskazali nowe poszlaki, które mogą obciążać policjantów.
Ten brutalny mord, poprzedzony wielogodzinnymi torturami, pozostaje niewyjaśniony od 19 lat.
Prokuratura Krajowa z Krakowa przejęła w kwietniu 2016 roku śledztwo w sprawie śmierci Iwony Cygan. Wkrótce nastąpił zwrot, po którym nastąpiła seria zatrzymań: dwaj znajomi rodziny Cyganów, przyjaciółka Iwony oraz 15 policjantów, którym zarzuca się m.in. mataczenie. Po tym policjanci zaczęli bać się rozmawiać z dziennikarzami, w końcu na rozmowę zgodził się jednak funkcjonariusz, który przez wiele lat pracował z Leszkiem Witaszkiem.
Były policjant Leszek Witaszek to jedyna dotychczas osoba skazana prawomocnym wyrokiem w sprawie śmierci Iwony Cygan. To on wskazał domniemanych zabójców 17-latki i opisał przebieg wydarzeń w nocy jej zabójstwa.
Według relacji sąsiadów od wyjścia z aresztu mężczyzna prawie nie opuszcza domu. - Ja nic nie mogę gadać, bo mi zabronili w Krakowie. Nie będę na siebie bata kręcił - tłumaczy.
Ostatnie chwile życia Iwony
Dzięki dotarciu do ważnych świadków i nigdy dotąd niepublikowanych dokumentów, reporterzy "Superwizjera" TVN odtworzyli ostatnie chwile życia Iwony Cygan.
Z ich ustaleń wynika, że 13 sierpnia 1998 roku Iwona Cygan i jej przyjaciółka Renata spacerowały wokół rynku w Szczucinie. Około godziny 22 obok dziewczyn zatrzymał się polonez. Za kierownicą siedział Paweł K., znany jako "Klapa", oraz dwóch innych mężczyzn, w tym jego ojciec Józef K. Obok stał policyjny radiowóz, w którym Iwona zobaczyła Leszka Witaszka - ojca jej koleżanki z klasy.
Namówiona przez przyjaciółkę i uspokojona widokiem radiowozu wsiadła do poloneza. - Rola Renaty G. w zabójstwie Iwony Cygan jest o wiele większa niż by to wynikało z kwalifikacji prawnej czynu - ocenia dziś pełnomocnik rodziny Cyganów, Ireneusz Wilk.
Do stojącego obok poloneza radiowozu wsiadł Tadeusz Drab, prosząc funkcjonariuszy o podwiezienie do domu. Chciał schronić się przed nadchodzącą burzą. Jeśli wierzyć w wersję przebiegu wydarzeń według Leszka Witaszka, oba samochody, polonez i radiowóz, odjechały w jednym kierunku, w kierunku rzeki.
Przed mostem policjanci wysadzili Tadeusza Draba i wrócili do patrolowania ulic, podczas gdy pojazd z Iwoną Cygan skierował się w stronę hangarów WOPR, miejsca znanego z imprez, na których chętnie bywali policjanci. W tym czasie zarządzał nimi Józef K., który usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
Ojciec Iwony Cygan przyznaje, że ten zarzut go zszokował. - Dobrze się znaliśmy, jego córka przychodziła do nas - opowiada. Jak dodaje, po zbrodni Józef K. przyjeżdżał nadal i proponował pomoc w śledztwie.
Skatowana na oczach tłumu
Nie wiadomo do końca co wydarzyło się wtedy w hangarach WOPR. Z ustaleń reporterów "Superwizjera" wynika, że Iwona Cygan była przewożona kilka razy w różne miejsca. Jak poinformowali reporterzy, dopiero w ostatnich miesiącach śledczy ustalili, że w nocy przed śmiercią Iwona Cygan znalazła się również w barze "U Trabanta", popularnym wówczas pubie z dyskoteką. Właścicielem był nieżyjący dziś Robert K., trzeci z domniemanych zabójców. - To wszystko kręci się wokół znajomych, bo "Trabant" znał Iwonę - zauważa ojciec Iwony.
Reporterom "Superwizjera" jako pierwszym udało się poznać prawdopodobny motyw zabójstwa Iwony Cygan. Paweł K., kierowca poloneza, miał próbować zgwałcić nastolatkę w barze. Jej opór - wynika z ustaleń - rozwścieczył mężczyznę, który uderzył Iwonę w głowę twardym przedmiotem, a następnie bił i kopał. Wszystko to dziać się miało w obecności nawet 30 osób bawiących się "U Trabanta".
Kilkanaście minut po północy trójka domniemanych oprawców wyszła z baru, wynosząc zakrwawioną i nieprzytomną Iwonę Cygan. Scenę obserwowali patrolujący okolicę policjanci - ci sami, którzy wcześniej pojawili się na rynku. Potwierdził to w zeznaniach Leszek Witaszek.
Policjanci ruszyli następnie za polonezem, którym mężczyźni wieźli dziewczynę. Nie interweniowali jednak od razu, a następnie skręcili na skrzyżowaniu w innym kierunku i odjechali. Ta decyzja policjantów wydaje się niezrozumiała, a zeznania Leszka Witaszka w tym miejscu przestają być - w ocenie autorów reportażu - wiarygodne.
Były policjant w rozmowie z "Superwizjerem" TVN wycofuje się ze wszystkiego, co zeznawał, m.in. z przyznania się do winy. - Po zatrzymaniu dostałem jakieś środki chemiczne, które zrobiły ze mnie matoła, otumaniły mnie, i powtarzałem to, co prokurator mówił - utrzymuje.
"Cyganiątko nie żyje"
Tymczasem - rekonstruują reporterzy - polonez z Iwoną Cygan wyjechał ze Szczucina i pojechał ponownie do hangarów WOPR. Wszystko wskazuje, że przed śmiercią dziewczyna była w nich przetrzymywana. Miejsce znalezienia ciała Iwony Cygan oddalone jest zaledwie 200 metrów od hangarów.
Reporterzy "Superwizjera" TVN dotarli do małżeństwa, które jako pierwsze dowiedziało się o śmierci Iwony Cygan. W nocy zabójstwa pojawił się u nich naoczny świadek i miał prosić o wodę, jednocześnie informując o tym, że "Cyganiątko" nie żyje. Małżeństwo nie przekazało jednak nikomu tej informacji, a rodzina Iwony Cygan do teraz nie wiedziała w ogóle o istnieniu takich naocznych świadków.
Wspomniany świadek stwierdził, że w noc zabójstwa na miejscu zbrodni miał znajdować się również radiowóz. Gdyby okazało się to prawdą, oznaczałoby to, że policjanci byli bezpośrednio zamieszani w sprawę śmierci dziewczyny. - Mam nadzieję, że się wszyscy dowiemy wkrótce, jaka była ich rola w tym wszystkim - mówi siostra Iwony Cygan.
Jak ustalili reporterzy "Superwizjera", szczucińscy policjanci już od rana następnego dnia mieli informację o śmierci dziewczyny. Tymczasem oficjalnie działania zaczęli znacznie później, około godziny 14 gdy jej zwłoki znalazł miejscowy rolnik. - Nikt nie wpadł na taki trop, że ona tam (na miejsce, gdzie znaleziono ciało - red.) została przywieziona - mówi ojciec Iwony.
Szwagier Leszka Witaszka
Analizując kolejne godziny po zabójstwie reporterzy "Superwizjera" nabrali - jak mówią - pewności, że Leszek Witaszek kłamie. Następnego dnia na komisariacie zmianę pełnił właśnie on - mimo, że służbę zakończył o godzinie 6. Było praktycznie niemożliwe, by zwykły posterunkowy po nocnej służbie był w stanie kierować śledztwo na fałszywe tropy. Tym bardziej, że tak poważną sprawę od początku przejęła komenda powiatowa w Dąbrowie Tarnowskiej.
Wieloletni funkcjonariusz tej komendy zwrócił uwagę reporterów na postać Bogusława P., byłego szefa jej wydziału dochodzeniowo-śledczego, prywatnie szwagra Leszka Witaszka. Od kilku miesięcy przebywa on w areszcie. - To P. rozdawał karty - twierdzi rozmówca "Superwizjera". Kierowca poloneza, Paweł K. "Klapa", miał według byłego funkcjonariusza z Dąbrowy Tarnowskiej znać słabości Bogusława P. i go w ten sposób "kupić".
Reporterzy "Superwizjera" TVN nieoficjalnie dowiedzieli się, że to właśnie na polecenie Bogusława P. uszkodzony miał zostać zabezpieczony na miejscu zbrodni materiał DNA należący prawdopodobnie do zabójcy. On miał także zlecić jednemu z policjantów odebranie od rodziny Cyganów ubrań, które miała na sobie nastolatka w dniu zabójstwa. To kolejny zniszczony dowód w sprawie. To właśnie Bogusław P. typowany jest również na autora wysyłanych przez lata anonimów, którymi mógł wpływać na bieg śledztwa.
Tajemnicze śmierci
O determinacji i bezkarności osób zamieszanych w tuszowanie morderstwa Iwony Cygan świadczą - podkreślają reporterzy - kolejne tajemnicze zgony w Szczucinie. Tadeusz Drab, ważny świadek wydarzeń ze szczucińskiego rynku, został wyłowiony z Wisły kilka miesięcy po śmierci Iwony. Mimo przesłanek, że doszło do morderstwa, policja uznała, że był to nieszczęśliwy wypadek. - Tadeusz Drab wiedział, kto zamordował Iwonę Cygan, znał sprawców i przebieg zdarzeń związanych z zabójstwem Iwony - utrzymuje Ireneusz Wilk.
Według ustaleń reporterów "Superwizjera" TVN to Leszek Witaszek miał odwieźć Tadeusza Draba na oficjalne przesłuchanie, wcześniej upijając go w sklepie swojej żony i przeprowadzając z nim rozmowę. Od tego momentu Drab zeznawał, że nic nie wie.
Następnie w roku 2012 ze służbowej broni zastrzelił się Andrzej J., jeden z niewielu policjantów, któremu ufała rodzina Cyganów. Później, kilkaset metrów od spalonego samochodu, znalezione zostały zwłoki skonfliktowanego z Józefem K. Wojciecha Sołtysa.
Jednak najbardziej bulwersująca jest śmierć Marka Kapela, który twierdził, że wie, kto zabił Iwonę. W 2014 roku ciało mężczyzny znaleziono tuż obok baru "U Trabanta". Sprawę umorzono, uznając ją za kolejny nieszczęśliwy wypadek.
- Myślę, że tu się nikt nie czuje bezpiecznie. Przecież to jest takie dziwne miejsce, tyle niewyjaśnionych śmierci - mówi siostra Iwony Cygan i dodaje, że rodzina zamordowanej musi być gotowa na najgorsze.
- Zabójcy są już tam, gdzie jest ich miejsce, a ci ludzie nadal się czegoś boją, nadal kłamią. Mamy się przygotować na szok i na najgorsze - dodaje. Pytana, co może być "najgorsze", skoro zatrzymano już kilkanaście osób, sama odpowiada pytaniem: "Może tych osób jest zdecydowanie więcej?".
Autor: mm//rzw / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24