- Widziałem jak z każdą minuta woda zalewała most. Słyszałem krzyki dochodzące z domu zupełnie odciętego od reszty miasta. Obok pękł wał - wspomina Maciek z Kłodzka
Piotr Burtowski
Równo 10 lat temu do Kłodzka dotarła pierwsza fala powodzi. Nysa w osiągnęła poziom 9 metrów i z siłą tornada przewalała się przez miasto. Nie można również zapomnieć, że ważniejsze w tym dniu dla publicznej telewizji były relacje z wizyty prezydenta USA niż to, co działo się w kotlinie. Embargo na wiadomości z Kotliny Kłodzkiej było działaniem, które doprowadziło do śmierci osób i utraty majątku przez innych. Ludzie nieświadomi niebezpieczeństwa, spacerowali po wałach zamiast ewakuować siebie i swój dobytek. Widziałem na własne oczy zwłoki mężczyzny, który utonął w przejściu podziemnym, któremu woda odcięła drogę ucieczki. Dopiero ok. godziny 23 Polskie Radio Wrocław przerwało audycję i zaczęło na żywo transmitować relacje słuchaczy, którym się udało dodzwonić i przekazać, co się naprawdę dzieje.
Maciej
Miałem 15 lat jak była powódź. Stałem o 22 przy moście na Malczewskiego w Kłodzku. Widziałem jak z każdą minuta woda zalewała most, jak ludzie się cofali. Słyszałem krzyk ludzi z domu zupełnie odciętego przez wodę, znajdującego się obok pękniętego wału. Pamiętam potworny ryk spienionej wody, blask księżyca odbijający się od jeziora, które jeszcze dzień wcześniej było osiedlem. Stadion, który też stał się jeziorem. Centrum miasta zniszczone jak po wojnie z olbrzymimi wyrwami w nawierzchni, zniszczone sklepy, pozrywane mosty. Pamiętam to jak dziś, jak następnego dnia jak woda zaczęła opadać, jeździłem rowerem po mieście a raczej to co po nim zostało i nie wierzyłem, w to co widzę. Jak w jedną noc miasto mogło zmienić się w ruinę pokrytą grubą warstwą śmierdzącego błota. Poniszczone zalane błotem auta, ludzi wyrzucających łopatami błoto z mieszkań i sklepów, pełno wojska, straży, policji i latające śmigłowce nad miastem. Miałem nadzieję, że już nigdy czegoś takiego nigdy nie zobaczę, lecz za rok w 1998 powódź przyszła do Polanicy Dusznik Szalejewa i znów te same widoki: zniszczenia, smród i pełno błota. Rok temu (8.08.2006) znów to samo, kolejna powódź tyle, że mniejsza na szczęście, na szczęście dla Kłodzka, a na nieszczęście dla Gorzanowa, Żelazna, Krosnowic. Znów po opadach deszczu rzeka wylała zalewając liczne pola i paręset gospodarstw niżej położonych. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś coś zrobi, by nie było więcej takich tragedii. I mam nadzieję, że w tym roku na wakacjach powódź nie przyjdzie nas odwiedzić.
Konrad Derda
Zbytnio nie pamiętam. Miałem 4 lata. Ale zachowałem zdjęcia
Mirosław
Ja akurat okresu powodzi w ogóle nie pamiętam. Tuż przed miałem wypadek i 4 lipca byłem po dwóch operacjach neurochirurgicznych. Moi rodzice i brat mieli akurat komunikację ze mną podczas powodzi, więc mogli mnie odwiedzać i gdy już w miarę rozumiałem co się dzieję opowiadali co się stało we Wrocławiu. Akurat rejon gdzie mamy mieszkanie należy do tych, do których woda nie dotarła.
Najgorszy wpływ jaki miała na mnie owa powódź to fakt, iż do szpitala gdzie leżałem prawie 2 miesiące zwieziono pacjentów ze szpitali, które zostały zalane. Przez to nie było później miejsc na oddziałach gdzie powinienem być hospitalizowany i leżałem na oddziałach tam gdzie było wolne miejsce.
Gdy wyszedłem ze szpitala jeszcze widać było ślady po powodzi. Szczególnie rzucały i wciąż rzucają się ślady na murach budynków, które były zalane, gdzie widać do którego poziomu woda ”zajrzała”. Wciąż stoją jeszcze budynki, które mają być wyburzone, z pozabijanymi oknami, jednak mimo wszystko wciąż stoją, choć właśnie mija okrągła rocznica. Więc podsumowując powódź choć pamiętam z opowieści, zdjęć, ruin to jest dla mnie przede wszystkim znakiem równości z pewną zadrą osobistą. Powódź tysiąclecia = wypadek życia...
Walentyna
Od powodzi mija 10 lat. Nikt nie wspomina o Nysie, że cudem ocalała przed katastrofą. Miasto zostało zalane, ale tama na Nysie Kłodzkiej, która została zniszczona - istnieją raporty z ekspertyz (dziury, wyrwy, podmywanie wałów) grozi pęknięciem. Chodzi nie tylko o wały, ale i tamy, a jezioro - zbiornik retencyjny jest położony dużo powyżej miasta. Dotychczas nic nie zrobiono ze zniszczeniem poza ustawieniem głośników ewakuacyjnych i opracowaniu instrukcji ewakuacji, która nawet nie dotarła do wszystkich mieszkańców. LUDZIE W NYSIE MIESZKAJĄ NA BOMBIE!
Hela
Kędzierzyn-Koźle: godz. 4 - idzie duża woda z czterech stron. Nikt nas nie uprzedził. Woda większość ludzi zastała w domach. Ludzie intuicyjnie ratowali, co najcenniejsze, życie. 7 lipca 1997 piękna słoneczna pogoda, upał, a tu rano dowiadujesz się, że nie masz po co przychodzić do pracy bo nie dojedziesz. Jadę na rowerze do dzielnicy Pogorzelec a przede mną ogromne jezioro. Wielka woda przetacza się przez ulice. Zalała pola, łąki, domy. Huk śmigłowców, zbieranie darów dla zalanych, brak wody, prądu, gazu, ludzie na dachach domów oczekują na pomoc. Horror. Najgorsze nastąpiło po tygodniu, kiedy zaczęła opadać woda, smród, bród. Gdy przechodziłam po tygodniu woda jeszcze stała w niektórych rejonach. Wielkie sprzątanie, fekalia, śmieci, odór nie do wytrzymania. Nie działa handel, bo zalane sklepy trzeba posprzątać, ale woziłam jedzenie z miasta, kawę, świeże pieczywo, nawet bigos albo dobrą zupkę, bo ochrona w banku cały tydzień jadła suchy prowiant i chleb sprzed tygodnia. Harowaliśmy cały tydzień, by uruchomić i posprzątać nasz bank. Ludzie pomagali z Polski jak mogli, ciuchy, jedzenie, woda, środki czystości. Polacy są wspaniałymi ludźmi, jak nikt potrafią się dzielić, jak nikt potrafią pomagać, jak nikt nie chowają głowy w piasek. Dzięki takim ludziom my wszyscy uwierzyliśmy, że warto się wspierać, pomagać. Woda to straszny żywioł, zebrała swoje żniwo. Oby nigdy więcej takiej pożogi nie było, by nigdy więcej woda nie sięgała 2 pietra, by ludzie zawsze byli dla siebie życzliwi.
Funcio
Wracałem do domu samochodem z podróży. Przed sklepami ogromne kolejki. Pierwszy dzień powolne zalewanie miasta. Drugi dzień miasto zalane. Nastała błoga cisza, a później zamiast tramwajów i samochodów mnóstwo łodzi i kajaków. Ludzie na dachach. Następnego dnia w powietrzu dziesiątki helikopterów ludzie wzywają do chorych i rodzących a także do zmarłych. W niezalanych domach brak wody, prądu, gazu, telefonu. To był najgorszy tydzień w życiu Wrocławian a później długie miesiące usuwania zniszczeń.
Mk
Padało przez 3 dni. Zaczęło zalewać miasta położone nad Odrą i Nysą Kłodzką. Pod Brzegiem te dwie rzeki się spotykają. Wkrótce fala powodziowa przechodziła koło mojego miasta zalewając Lubszę, Kościerzyce, Pisarzowice. 11/07 uciekaliśmy z Wrocławia, bo tam zbliżała się ”wielka woda”. W ten weekend zalało Wrocław. Pamiętam sterty wyrzucanych sprzętów domowych i beczkowozy z wodą pitną. Widok zalanych domów, nieraz do II piętra był okropny.
Raciborzanka
Lało przez cały dzień i noc. Mama z urzędu przez cały ten czas pracowała w sztabie kryzysowym. Dzwoniła, co jakiś czas i opowiadała, jaka część naszej miejscowości jest już pod wodą, jak ludzi siłą trzeba było wyciągać z ich domów, bo nie chcieli zostawiać dobytku kilku pokoleń. Do nas woda nie doszła, ale kto wie co by było, gdyby padało jeszcze kilka dni. Takie wydarzenia trzeba przypominać.
KRZYŚ
Byłem wtedy w wojsku. Wysłano nas do Opola. Fakt byliśmy po wielkiej fali, ale wspomnienia zostaną do końca życia. Dom mojej siostry zalali wysadzając wał, żeby ratować Wrocław, co i tak się nie udało. TRAGEDIA. Oby coś takiego już nigdy nie nastąpiło.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24