- To niesamowite, ile osób wsparło nas w tej tragedii. Gdyby nie Wy, byłoby nam jeszcze ciężej - mówi "Faktowi" Włodzimierz Zientarski, ojciec Macieja, który w środę uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. I dodaje: - Dziękuję.
- Wieści ze szpitala na szczęście są uspokajające - mówi w rozmowie z "Faktem" Włodzimierz Zientarski. Ojciec Macieja jest poruszony tym, że tak wiele osób wsparło rodzinę w tych trudnych momentach. W warszawskim szpitalu na ulicy Lindleya, w którym leży Maciej ponad 150 osób oddało do tej pory dla niego krew.
"To chłop mocny jak tur"
- Akcja cieszy się ogromną popularnością. W województwie mazowieckim oddano 52 litry krwi - mówi dr Monika Grzegorek ze szpitala na Lindleya. A Zientarski senior dodaje: - To niesamowite, ile osób o nim ciepło myśli. Telefonują do mnie znajomi i mówią, że syn to chłop jak tur i na pewno z tego wyjdzie. Wiem też, że ludzie masowo oddawali krew dla Maćka. Chciałbym im wszystkim gorąco podziękować, to wsparcie jest dla nas bardzo ważne" - mówi "Faktowi".
Lekarze podkreślają, że decydujące dla życia Macieja będą najbliższe 24 godziny. - Kolejna doba rzeczywiście ma być dla niego kluczowa, dla nas to czas ogromnego niepokoju. Z Maćkiem nie ma kontaktu. Ale ja wiem, że syn zaciekle walczy o życie. I wierzę, że z tego wyjdzie - mówi Włodzimierz Zientarski.
Za duża prędkość
Do wypadku doszło w środę na warszawskim Mokotowie. Ferrari, jadące z prędkością znacznie większą niż dozwolona na tym odcinku, uderzyło w filar wiaduktu. Samochód rozpadł się na części i stanął w płomieniach.
Na miejscu zginął pasażer auta, dziennikarz "Super Expressu", Jarosław Zabiega. Zientarski w stanie ciężkim trafił do szpitala. Prokuratura na warszawskim Mokotowie wszczęła śledztwo w sprawie wypadku.
Źródło: "Fakt"
Źródło zdjęcia głównego: tvn