Grażyna R. była przez lubelski szpital przez sześć lat leczona z anemii, tymczasem w jej ciele rozwijał się rak jelita. Gdy wreszcie poprawnie zdiagnozowano chorobę, pojawiły się już przerzuty. Kobieta domaga się 300 tys. zł odszkodowania.
44-letnia dziś Grażyna R. zachorowała w 1999 r. Lekarze zdiagnozowali u niej anemię i zalecili przyjmowanie żelaza, ale ponieważ wyniki kolejnych badań nie wykazywały poprawy, lekarz rodzinny skierował ją do specjalisty z przychodni wojewódzkiego szpitala specjalistycznego w Lublinie.
Tam hematolog przez pięć lat nadal leczyła Grażynę R. na anemię, głównie przepisując jej żelazo, mimo że jej stan nie poprawiał się. Pojawiły się też dodatkowe objawy w postaci biegunek, które - według lekarza - miały być efektem przyjmowania preparatów z żelazem. Mimo próśb pacjentki lekarz nie skierował jej na dodatkowe badania. - Usłyszałam, że taka już moja uroda – powiedziała w sądzie Grażyna R.
6 lat z błędną diagnozą
Kiedy w 2004 r. otrzymała informację z przychodni, że etat hematologa został zlikwidowany, Grażyna R. poszła do lekarza rodzinnego, którego w międzyczasie zmieniła. W końcu kobieta została skierowana na kolonoskopię (badanie jelita grubego). W listopadzie 2006 r. okazało się, że ma zaawansowaną chorobę nowotworową - guz był duży, zasłaniał światło jelita, stwierdzono też przerzuty na wątrobie. Przeszła operację w Warszawie.
Grażyna R. usłyszała od lekarzy, że rak w jej ciele rozwijał się kilka lat i można było go wykryć znacznie wcześniej, gdyby zrobiono jej dodatkowe badania. - Chodzi mi nie tylko o odszkodowanie. Chodzi mi też o przestrogę dla innych lekarzy, żeby lepiej troszczyli się o swoich pacjentów i nie popełniali takich błędów - powiedziała po rozprawie dziennikarzom.
Pełnomocnik szpitala wnioskowała o odrzucenie pozwu, ale nie chciała rozmawiać z dziennikarzami.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA