Jeszcze dziś po południu premier Donald Tusk otrzyma raport na temat incydentu w Gruzji - poinformował w TVN24 wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna. Jego zdaniem teza o prowokacji gruzińskiej jest uprawniona, m.in. dlatego, że od prezydenta Lecha Kaczyńskiego celowo odsunięto BOR. - Doszło do niebezpiecznego precedensu, wyciągniemy konsekwencje - podkreślił minister.
Raport dla szefa rządu przygotowuje sekretarz stanu ds. służb specjalnych w Kancelarii Premiera Jacek Cichocki. Szef MSWiA nie chciał ostatecznie przesądzać, czy na granicy z Osetią Południową, gdzie udał się konwój z prezydentami Polski i Gruzji doszło do gruzińskiej prowokacji, podkreślił bowiem, że czeka na zakończenie postępowania w Biurze Ochrony Rządu.
Jednak, jak zastrzegł, okoliczności zdarzenia wskazują na to, że taka teza może być uprawniona. W podobnym tonie wypowiadał się w środę rano szef gabinetu politycznego Donalda Tuska Sławomir Nowak mimo, iż we wtorek do ostrzału przyznała się strona osetyjska. - Cały splot okoliczności jest taki, że chyba potwierdza tę kontrowersyjną tezę - mówił w radiu TOK FM Nowak. Z kolei Schetyna stwierdził, że przemawia za nią m.in. zachowanie prezydenta Gruzji i reakcja jego ochrony. - Ta reakcja była zupełnie inna niż latem w Gori, kiedy możliwy był zamach na prezydenta Saakaszwilego. Sytuacja nie była wtedy tak idylliczna, jak kilka dni temu na granicy z Osetią - podkreślał Schetyna.
Szef MSWiA nie ma wątpliwości, że doszło do drastycznego złamana obyczajów dyplomatycznych, a strona gruzińska nie dotrzymała planu wizyty. - Nastąpiła drastyczna zmiana planów, nikt nie spodziewał się tego wcześniej. To miał być kilkugodzinny wyjazd na galę z okazji 5-lecia Rewolucji Róż, ale terminarz został złamany, i nastąpił wyjazd na granicę, bez uprzedniego powiadomienia Biura Ochrony Rządu. Nie chce mi się wierzyć, iż zmiana planu wizyty nie była konsultowana z najwyższymi czynnikami gruzińskimi. Wyjazd na granicę miał być próbą demonstracji politycznej - ocenił Schetyna.
"Sprawa jest bulwersująca, wyjaśnimy ją do końca"
Cały incydent w Gruzji - jak podkreślił - był bardzo niebezpieczny. - Nie pozwolono pracować oficerom BOR, gdyż zostali odseparowani od Lecha Kaczyńskiego. Był w samochodzie tylko z tłumaczką. Po zjechaniu na boczną drogę, tzw. gruzińskie siły wsparcia zajęły miejsce między samochodem prezydenta, a samochodem z ochroną i nastąpiło to celowo. Oficerowie BOR zostali przesunięciu do tyłu, stracili kontakt wzrokowy z prezydentem, nie mogli reagować i być przy nim w krytycznym momencie, kiedy padły strzały - powiedział Schetyna.
Pytany, kto popełnił błąd, szef MSWiA odpowiedział: - Ustalamy, czy szef prezydenckiej ochrony mógł nie wydać zgody na ten wyjazd. Moim zdaniem mógł skonsultować to z gen. Janickim (szef BOR -red.). A tego nie zrobił, choć była to bardzo niebezpieczna eskapada. Gdyby takiej zgody nie uzyskał, powinien zatrzymać prezydenta. Takie będą konkluzje BOR (z postępowania wyjaśniającego - red.).
Schetyna podkreślił, że najważniejsze jest bezpieczeństwo prezydenta, a ono nie zostało w tym przypadku dotrzymane. - Bycie przy prezydencie za wszelką cenę jest obowiązkiem oficerów BOR, nie ma odstępstwa od tej reguły. Muszą być wyciągnięte konsekwencje. Nie wiem jeszcze, czy personalne czy organizacyjne, ale nie można mówić, że nic się nie stało. Doszło bowiem do niebezpiecznego precedensu i to nie może się powtórzyć - powiedział szef MSWiA. I dodał: - Sprawa jest bulwersująca, jesteśmy winni wyjaśnienie opinii publicznej. Nie można tego tak zostawić i nie zostawimy.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24