Stało się to, co musiało się stać - Jacek Rostowski może spokojnie wracać do domu, a w piątek do swojego gabinetu w ministerstwie finansów. Posłom PiS, którzy już drugi raz chcieli odwołać Rostowskiego, nie udało się przekonać sejmowej większości. Udało się za to wywołać w czwartek parlamentarną burzę.
W głosowaniu wzięło udział 421 posłów. Za wnioskiem o wotum nieufności dla Jacka Rostowskiego głosowało 193 parlamentarzystów, przeciw było jednak 223. Pięciu wstrzymało się od głosu. Większość konieczna do odwołania ministra wynosiła minimum 231 głosów.
Wynik oczywisty, ale dyskusja ostra
Debata nad PiS-owskim wotum nieufności wobec Jacka Rostowskiego była jedną z najostrzejszych w ostatnim czasie. Grażyna Gęsicka (PiS) wytykała ministrowi świadome dezinformowanie opinii publicznej, manipulowanie faktami i winę za utratę wiarygodności naszego kraju w oczach inwestorów.
Jeszcze bardziej bezwzględna była partyjna koleżanka byłej minister rozwoju regionalnego Aleksandra Natalli-Świat. Z sejmowej mównicy przekonywała podczas debaty, że "PO nie tylko nie zna się na gospodarce", ale nie chce uczyć się na własnych błędach (zarzuciła rządowi i ministrowi, że przyjął nierealistyczny budżet i że jego działania by przeciwdziałać kryzysowi sprowadzają się do braku działania). Najmniej chętny do pobierania nauk jest według posłanki właśnie Rostowski i w związku z tym, im wcześniej pożegna się ze stanowiskiem, tym dla Polski będzie lepiej.
"Nie idźcie tą drogą"
Na koniec swojego wystąpienia Natalli-Świat zacytowała słowa premiera Węgier Ferenca Gyurcsany'ego. W obliczu kryzysu finansowego miał on powiedzieć on do swoich współpracowników podczas jednego z wewnętrznych spotkań: "Węgry są spisane na straty. Przez cztery lata nie zrobiliśmy nic. Absolutnie nic. Ostatnie półtora roku czy dwa lata były jednym wielkim kłamstwem. Spieprzyliśmy sprawę i to strasznie. Żaden z europejskich krajów nie zrobił tylu głupstw co my." - Panie premierze! Nie idźcie tą drogą - zaapelowała Natalii-Świat.
Kilkanaście minut później z tego samego miejsca w obronie Jacka Rostowskiego, apelował Donald Tusk. Premier odpierał argumenty PiS przeciwko szefowi resortu finansów i prosił o to by opozycja "szerzej otworzyła oczy" na to w jakich warunkach rząd walczy dziś o polską gospodarkę. Jedna z metafor szefa rządu wywołała jednak wielką burzę w Sejmie i doprowadziła do 10-minutowej przerwy.
- Kiedy jest sztorm, kiedy wszyscy na statku powinni sobie pomagać, żeby przez ten sztorm przepłynąć, znajduje się grupa ludzi, która w tym czasie - kiedy wszyscy bez wyjątku ciężko pracują - plądruje walizki pasażerów – mówił Tusk.
Premier nieprzyzwoity?
Po chwili na mównicy pojawił się szef klubu Lewicy Grzegorz Napieralski. - Pozycja premiera jest ważna, to jedna z najważniejszych postaci w Polsce, ale nie wolno obrażać ludzi, szczególnie siedzących na tej sali, w polskim parlamencie. Metafora premiera o plądrowaniu walizek jest naprawdę czymś nieprzyzwoitym – zaznaczył i poprosił o 30 minutową przerwę.
Wsparł go wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra (PiS). - Nie przystoi, aby premier Rzeczypospolitej w tym miejscu oskarżał opozycję o grabież. (…) Proszę o przerwę i zwołanie Konwentu Seniorów i omówienie tej sytuacji, bo zachowanie pana premiera jest nieetyczne – oburzał się.
ŁOs//kdj
Źródło: tvn24.pl, Wikipedia