31 lat temu, 4 czerwca 1989 roku, na mocy porozumień między władzami PRL a częścią opozycji odbyły się częściowo wolne wybory parlamentarne. Zwyciężyła "Solidarność". - Można powiedzieć, że stłamsiliśmy tych komunistów, którzy do tej pory nas tłamsili - mówił o rocznicy działacz opozycji w PRL Zbigniew Janas na antenie TVN24.
Zbigniew Janas był gościem "Wstajesz i wiesz" w TVN24.
Działacz opozycji w PRL mówił, że 4 czerwca jest dla niego "jednym z większych świąt". - Przez wszystkie te lata nie chodziłem na wybory. I nagle się okazało, że mogę iść, że to ma sens i mamy szansę wygrać - powiedział. Dodał, że poszedł wtedy na wybory z samego rana.
- Wielkie święto. Tak zresztą jest do dzisiaj. Dla mnie głosowanie to jest wewnętrzny obowiązek, ale też radość, że mogę iść i decydować, co się będzie w Polsce działo - stwierdził.
Wspomniał też kampanię wyborczą. - W dniu głosowania po prostu mogłem wreszcie normalnie się wyspać, wypocząć. Przecież nie było wtedy żadnych technik. Cała kampania polegała na jeżdżeniu do ludzi, wspaniałych spotkaniach - mówił Janas.
- Można powiedzieć, że stłamsiliśmy tych komunistów, którzy do tej pory nas tłamsili - opowiadał działacz opozycji w PRL.
Stan wojenny i negocjacje
Początków procesu transformacji historycy dopatrują się w zmianie sytuacji międzynarodowej, która nastąpiła w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Zapoczątkowany po dojściu do władzy Michaiła Gorbaczowa proces reform w ZSRR oznaczał jednocześnie przyzwolenie dla zmian w innych krajach komunistycznych. Dla Kremla jednak priorytetem pozostawało utrzymanie Układu Warszawskiego, który istniał od 1955 r.
Po 13 grudnia 1981 r. generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu nie udało się stłumić podziemnego ruchu "Solidarności". Opozycja nie miała już jednak potencjału z okresu karnawału "Solidarności". Było to także widoczne w połowie lat osiemdziesiątych. Późniejsze dwie fale strajków, w kwietniu i sierpniu 1988 r., były już nieporównywalnie mniejsze niż protesty z sierpnia 1980 r. Dla władz stanowiły jednak dowód na porażkę dotychczasowych prób stabilizacji systemu. Mimo przygotowywania wariantu rozwiązania siłowego, nazywanego przez opozycjonistów i później historyków "stanem wojennym-bis", przywódcy PRL zdecydowali się na realizację scenariusza kooptacji części opozycji do struktury sprawowania władzy.
31 sierpnia 1988 r. w willi MSW przy ulicy Zawrat w Warszawie doszło do pierwszego od wprowadzenia stanu wojennego spotkania szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka z Lechem Wałęsą, w którym uczestniczyli również bp Jerzy Dąbrowski oraz sekretarz KC Stanisław Ciosek. Drugie spotkanie Wałęsy i Kiszczaka odbyło się 15 września 1988 r. Obecni na nim byli też Stanisław Ciosek, przedstawiciel episkopatu ks. Alojzy Orszulik i prof. Andrzej Stelmachowski. Następnego dnia rozpoczęły się rozmowy w szerszym gronie, w których znaleźli się przedstawiciele PZPR, ZSL, SD, OPZZ, "Solidarności" i Kościoła. Ze względu na liczbę uczestników i konieczność utrzymania poufności negocjacji przeniesiono je do ośrodka MSW w podwarszawskiej Magdalence.
Obrady Okrągłego Stołu
Podczas kolejnych spotkań głównym punktem sporu była powtórna legalizacja NSZZ "Solidarność". Ostatecznie uzgodniono podjęcie jawnych rozmów Okrągłego Stołu. Ich początek uzgodniono na połowę października 1988 r. Konflikty wśród władz PZPR sprawiły, że rozpoczęły się one dopiero kilka miesięcy później. Ponownej legalizacji "Solidarności" sprzeciwiały się środowiska związane z OPZZ, które obawiały się osłabienia sprzyjających reżimowi związków zawodowych. Ich stanowiskiem zachwiała przegrana przewodniczącego OPZZ Alfreda Miodowicza w telewizyjnej debacie z Wałęsą.
Momentem przełomu były obrady X Plenum KC PZPR ze stycznia 1989 r. W ich trakcie przyjęto "Stanowisko KC PZPR w sprawie pluralizmu politycznego i pluralizmu związkowego". Dokument ten był faktyczną zgodą na legalizację "Solidarności". 27 stycznia 1989 r. doszło do pierwszego od września roboczego spotkania Wałęsy i Kiszczaka w Magdalence, na którym ustalono procedurę obrad, ich zakres oraz termin rozpoczęcia. Obrady Okrągłego Stołu ruszyły 6 lutego 1989 r. w Warszawie w Pałacu Namiestnikowskim (wówczas siedzibie Urzędu Rady Ministrów).
Po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu 6 kwietnia 1989 r. Sejm uchwalił nowelizację Konstytucji PRL wprowadzającą m.in. zapisy o powstaniu Senatu i urzędu prezydenta. Kilka dni później, zgodnie z ustaleniami Okrągłego Stołu, nastąpiła legalizacja NSZZ "Solidarność" (17 kwietnia 1989) i NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarności" (20 kwietnia 1989). Władze odmówiły legalizacji Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Spotkało się to z ostrą reakcją działaczy młodej opozycji. Ostatecznie NZS zarejestrowano we wrześniu 1989 r.
Kampania wyborcza
Istotną rolę w kampanii "Solidarności" odegrało też powstanie legalnego medium związanego z opozycją: 8 maja 1989 r. ukazał się pierwszy numer "Gazety Wyborczej". Tuż przed wyborami opublikowano również pierwszy numer zdelegalizowanego po 13 grudnia 1981 r. "Tygodnika Solidarność". Komitet Obywatelski otrzymał także własny czas antenowy w radiu i telewizji.
W kampanii nie wzięła udziału część przywódców radykalnych środowisk opozycyjnych. Do bojkotu wyborów wezwały "Solidarność Walcząca" oraz Federacja Młodzieży Walczącej. Żądały odsunięcia PZPR od władzy i przeprowadzenia w pełni wolnych wyborów parlamentarnych.
Podczas kampanii część obozu władzy dostrzegła, że partii grozi klęska. Sytuację tę na bieżąco w prowadzonym dzienniku tak przedstawiał ówczesny premier Mieczysław F. Rakowski: "16 maja - Jeśli 10 mln ludzi posłucha wezwań opozycji, to wszyscy przepadniemy. 18 maja - Partia jest nadal w defensywie. Nie ulega już dziś wątpliwości, że nie jest przygotowana do walki. Złożyło się na to wiele przyczyn. 45 lat sprawowania władzy bez opozycji rozleniwiło PZPR. Inną przyczyną jest brak wiary w jej przyszłość, a w gruncie rzeczy w socjalizm".
Wybory 4 czerwca
4 czerwca 1989 r. odbyła się I tura wyborów do Sejmu i Senatu. W wyborach do Senatu kandydaci Komitetu Obywatelskiego uzyskali 92 mandaty, strona koalicyjna, skupiona wokół PZPR - ani jednego. Z kolei w wyborach do Sejmu "Solidarność" zdobyła 160 ze 161 możliwych do zdobycia miejsc. Kandydaci koalicyjni z 299 przysługujących im mandatów uzyskali zaledwie trzy. Natomiast na 35 kandydatów z listy krajowej, na której znajdowali się czołowi przedstawiciele koalicji rządowej, tylko dwaj otrzymali ponad 50 proc. głosów, co zgodnie z ordynacją oznaczało, że pozostali zostali wyeliminowani, a 33 mandaty poselskie będą nieobsadzone.
Wybory zakończyły się zwycięstwem "Solidarności", którego rozmiary zaskoczyły nie tylko komunistów, lecz i stronę opozycyjną. Rozczarowaniem była stosunkowo niska frekwencja, która w zależności od regionu wynosiła od 71 do 53 proc. Największe poparcie uzyskali kandydaci "Solidarności" w województwach południowo-wschodnich oraz na Dolnym Śląsku; stosunkowo najmniejsze na zachodzie, m.in. w ówczesnym województwie zielonogórskim.
Nastroje w obozie rządzącym po klęsce z 4 czerwca były fatalne. W dyskusji przeprowadzonej 5 czerwca na rozszerzonym posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR padały następujące wypowiedzi: "Tow. Cz. Kiszczak - Wyniki wyborów przeszły oczekiwania opozycji. Zaszokowały, nie wie, jak się zachować. Wybory do Senatu to nasza całkowita klęska. [...] Tow. S. Ciosek - Nie rozumiem przyczyn porażki. Partia musi za nią zapłacić, nie poszła za nami. To gorzka lekcja. Odpowiedzialni będą musieli ponieść konsekwencje. Obecnie sprawą najważniejszą wybór prezydenta, do czego potrzeba 35 mandatów - które przepadły. O tym rozmawiać już z opozycją, bo prezydent to zabezpieczenie całego systemu, to nie tylko nasza wewnętrzna sprawa, to sprawa całej socjalistycznej wspólnoty, nawet Europy. […]".
Dla członków PZPR ostatnią nadzieją na utrzymanie decydującego wpływu na rzeczywistość polityczną PRL był wybór na urząd prezydenta gen. Jaruzelskiego oraz zachowanie kontroli nad resortami bezpieczeństwa. Ich kalkulacje osłabiało jednak znaczące poparcie udzielone "Solidarności" w obwodach zamkniętych przeznaczonych dla wojska i milicji. Zdaniem historyków nie istniało większe ryzyko użycia siły i obalenia wyników wyborów z 4 czerwca.
Przemiany po wyborach
Mimo skali zwycięstwa liderzy zwycięskiego obozu tonowali nastroje panujące w szeregach "S". W wypowiedziach większości pojawiał się w tym czasie również argument kruchości zawartego porozumienia. W opinii historyków "Solidarność" była zaskoczona zwycięstwem i niezdolna do przejęcia władzy.
Ogromne kontrowersje w obozie "Solidarności" wzbudziła kwestia organizacji II tury wyborów. 8 czerwca na posiedzeniu Komisji Porozumiewawczej przedstawiciele "Solidarności" zgodzili się na zmianę ordynacji wyborczej, umożliwiającej obsadzenie 33 mandatów z listy krajowej przez koalicyjnych kandydatów. 12 czerwca Rada Państwa wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą do Sejmu X kadencji. Na jego podstawie 33 mandaty z listy krajowej miały być przekazane do okręgów i obsadzone w II turze wyborów. Odbyła się ona 18 czerwca 1989 r. Do urn wyborczych udało się tylko 25 proc. uprawnionych. "Solidarność" zdobyła jedyny brakujący jej mandat poselski oraz 7 z 8 pozostałych do obsadzenia mandatów senatorskich. Strona rządowa miała 294 mandaty zapewnione w Sejmie.
Kandydaci "Solidarności" uzyskali w wyborach 260 miejsc w 560-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Wynik ten przy chwiejnej postawie "stronnictw sojuszniczych" – ZSL i SD – mógł oznaczać poważne problemy przy wyborze na stanowisko prezydenta PRL gen. Jaruzelskiego. Ostatecznie Zgromadzenie Narodowe wybrało go większością jednego głosu.
Kolejne tygodnie pokazały, że zwycięstwo "Solidarności" pozwoliło doprowadzić do powołania na stanowisko szefa Rady Ministrów Tadeusza Mazowieckiego. Ukoronowaniem zwycięstwa z 4 czerwca było uzyskanie przez premiera wotum zaufania: 24 sierpnia 1989 r. zdobył poparcie 378 posłów spośród 423 biorących udział w głosowaniu. Kilka tygodni później w krajach Europy Środkowej rozpoczęły się przemiany, które doprowadziły do upadku systemów komunistycznych. Za symboliczny początek Jesieni Narodów uważane są wybory z 4 czerwca 1989 r.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Jerzy Undro/PAP