- W tym budynku nie powinni byli w ogóle mieszkać ludzie - stwierdzili strażacy i przedstawili druzgocący raport w sprawie tragedii w Kamieniu Pomorskim. - Warunki budynku nie spełniały norm, a straż pożarna zbyt późno była powiadomiona o ogniu - zdaniem strażaków, właśnie te czynniki wpłynęły na rozmiar tragedii w hotelu robotniczym. Eksperci dodali też, że "rozmiar zastanego pożaru nie dawał możliwości uratowania większej liczby osób".
Jak ujawnił zastępca komendanta głównego PSP Janusz Skulich, prawdziwa jest relacja jednego ze świadków, że pożar był już widoczny o godz. 00.15. – Jego zeznania są dość prawdopodobne. Ten pan powiedział, że widział ogień w oknach za szybami w miejscach, gdzie podejrzewamy, że ten pożar powstał – mówił Skulich. Dodał, że świadek był przekonany, że ktoś już zadzwonił po straż.
Największe zniszczenia w rejonie klatki schodowej
Informację o pożarze straż otrzymała jednak o godz. 00.32. – Ta różnica czasu, dla rozwoju tego pożaru to epoka – powiedział Skulich.
Według wiceszefa straży, największe zniszczenia były w rejonie klatki schodowej na pierwszym piętrze i prawdopodobnie w tej części budynku rozpoczął się pożar. Poza tym – jak tłumaczył Skulich – hol był "magazynem elementów zbędnych". W korytarzach ustawiono bowiem m.in. szafy, które - podobnie jak firanki - ułatwiały rozprzestrzenianie się ognia i utrudniały ewakuację. - Ciąg wentylacyjny sprawił, że pożar szybko się rozprzestrzenił po całym budynku – tłumaczył gen. Skulich.
"W obiekcie w takim stanie ludzie nie mogą mieszkać"
Według straży pożarnej, właśnie te warunki techniczno-budowlane wpłynęły na powstanie i rozprzestrzenienie się ognia. - W naszej ocenie konstrukcja oraz wyposażenie, wystrój, czyli przedmioty, które tarasowały drogi ewakuacyjne, stwarzały stan zagrożenia życia. W obiekcie w takim stanie ludzie nie mogą mieszkać - podkreślił Skulich. Według straży, pożarowi sprzyjały też wybite szyby na klatce schodowej. W hotelu znajdowała się specjalna klatka ewakuacyjna, ale wyjścia na nią były... zatarasowane rowerami.
Za późno powiadomiono o ogniu
Na tragedię wpłynęło również zbyt późne powiadomienie o pożarze. Do tego stopnia, że - zdaniem Wiesław Leśniakiewicz, szefa straży - rozmiar zastanego zdarzenia nie dawał możliwości uratowania większej liczby osób. Z raportu wynika też, że straż pożarna przybyła na miejsce i działała zgodnie z obowiązującymi standardami. Decyzje podejmowane przez dowódcę akcji były - zdaniem autorów raportu - najlepsze z możliwych. Gdy 4 minuty po otrzymaniu zgłoszenia strażacy przybyli na miejsce, pożar obejmował już cały budynek. Zaalarmowano 15 jednostek straży pożarnej.
Schetyna: Będą wyciągnięte konsekwencje
Wicepremier i minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna powiedział z kolei, że prawdopodobną przyczyną pożaru było zaprószenie ognia. Schetyna podkreślił jednocześnie, że ostateczna przyczyna pożaru może zostać podana dopiero po przygotowaniu finalnego raportu w tej sprawie. – W finalnym raporcie przedstawimy także odpowiednie wnioski personalne – podkreślił szef MSWiA. Wicepremier powiedział, że odpowiedzialność za stan budynku ponosił jego zarządca i władze samorządowe Kamienia Pomorskiego. - Osoby odpowiedzialne za stan techniczny budynku będą pociągnięte do odpowiedzialności - zapowiedział powiedział Schetyna.
Dodał, że ostateczny raport w sprawie pożaru w Kamieniu Pomorskim ma powstać do 31 maja.
Jeden ze świadków zeznał, że widział, że się pali, ale nie wezwał straży pożarnej, bo myślał, że ktoś inny to zrobił. W takim obiekcie pożar szybko się rozprzestrzenia i w tym czasie mógł rzeczywiście opanować cały budynek. Gen. Janusz Skulich
Matejuk: liczba ofiar pożaru może przekroczyć 21 osób
- Ostateczna liczba ofiar pożaru w Kamieniu Pomorskim dalej jest nieznana. Do badań dostarczono 20 ciał i cztery fragmenty szczątków, co do których nie wiadomo, czy należą do jednej, czy większej liczby osób - poinformował z kolei komendant główny policji Andrzej Matejuk.
Szef policji poinformował, że specjaliści zakończyli już badania szczątków, ale bez dalszych analiz nie da się jednoznacznie określić, do ilu osób należą fragmenty ciał. - Dlatego liczba ofiar pożaru może przekroczyć 21 - zastrzegł Matejuk. - Dzisiaj nie mamy ustalonych 23 osób. Niestety te dwie osoby mogą również okazać się ofiarami tego pożaru - powiedział Matejuk.
Źródło: TVN24, PAP