Jałówka miała ogromne szczęście, bo wnyki zawiązały się na wysokości klatki piersiowej, a nie szyi, dzięki czemu nie udusiła się - relacjonował we wtorek reporter TVN24 Mateusz Grzymkowski sytuację, do jakiej doszło w Puszczy Białowieskiej. To już trzeci przypadek w ostatnim czasie, gdy żubr zostaje znaleziony w kłusowniczych wnykach. Zdaniem specjalistów problem nasila się przez fakt, że kary za kłusownictwo są zbyt niskie.
Pracownicy Białowieskiego Parku Narodowego zgłoszenie otrzymali od grzybiarza, który trafił na uwięzione młode zwierzę. Po przybyciu na miejsce stwierdzili, że to dwuletnia jałówka. Okazało się, że miała ogromne szczęście.
- Po pierwsze, bo została zauważona przez grzybiarzy, po drugie bo wnyki zawiązały jej się na wysokości klatki piersiowej a nie szyi, przez co nie udusiła się - poinformował we wtorek reporter TVN24.
Po znalezieniu uwięzionego zwierzęcia specjaliści musieli je na kilka godzin uśpić, aby zaaplikować mu leki przeciwpasożytnicze oraz zdjąć z niego stalową linkę. Po wybudzeniu jałówka została wypuszczona z powrotem do lasu.
Problem się nasila
To już trzeci przypadek w tym roku, gdy natrafiono na żubra uwięzionego w kłusowniczych wnykach i drugi żubr, którego udało się uratować. Problemem są zbyt niskie kary oraz fakt, że kłusowników bardzo trudno schwytać.
- Choć specjaliści podkreślają, że są fotopułapki i od czasu do czasu udaje się złapać tych, którzy polują w niedozwolony sposób, łamiąc prawo, to im grozi tylko kara dwóch lat pozbawienia wolności - podkreślił reporter TVN24.
Autor: mm//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24