- Przerwanie obrad na miesiąc jest podejrzane. Co takiego chce przyjmować dzisiejsza większość parlamentarna w dwa dni po wyborach, kiedy już będą wyłonieni nowi posłowie? - pytał w "Faktach po Faktach" w TVN24 prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. - Może chcą nowelizować budżet, bo coś się nie spina i nie chcą o tym powiedzieć, a może inspiratorem tego jest strach? Strach przed utratą władzy, strach przed rozliczeniami, strach przed odpowiedzialnością za to, co złego zrobili w ostatnich latach - wymieniał.
Zgodnie z decyzją, która zapadła we wtorek wieczorem na posiedzeniu prezydium Sejmu, rozpoczęte w środę rano ostatnie posiedzenie Sejmu tej kadencji zostało przerwane w czwartek nad ranem i ma być kontynuowane po wyborach parlamentarnych, w dniach 15-16 października.
Zostało to uzasadnione przez wnioskodawców z PiS krótką kampanią wyborczą i prośbami posłów, żeby mogli jechać do okręgów.
Pierwotnie ostatnie w tej kadencji posiedzenie Sejmu miało zakończyć się w piątek, 13 września.
"Przerwanie obrad na miesiąc jest podejrzane"
Do tej sytuacji odniósł się w "Faktach po Faktach" w TVN24 prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
- To przerwanie obrad na miesiąc jest podejrzane. Co takiego chce przyjmować dzisiejsza większość parlamentarna w dwa dni po wyborach, kiedy już będą wyłonieni nowi posłowie? Polacy zdecydują, kto ma rządzić w Polsce, to po co ma się zbierać stary parlament? To jest podejrzane - ocenił.
- Nie wiem, może chcą nowelizować budżet, bo coś się nie spina i nie chcą o tym powiedzieć, a może inspiratorem tego jest strach? Strach przed utratą władzy, strach przed rozliczeniami, strach przed odpowiedzialnością za to, co złego zrobili w ostatnich latach - wymieniał szef PSL.
Pytany co miałoby to posiedzenie zmienić, odparł: - Można przygotować takie ustawy, które szybko przyjmie Sejm, zaraz zaakceptuje bez poprawek Senat i podpisze prezydent. Z jednej strony może to być budżet, z drugiej strony, mogą to być takie ustawy, które w jakiś sposób zabezpieczają interesy obecnej władzy.
"Polityka, która wkroczyła do wymiaru sprawiedliwości, nie ogarnęła całego Sądu Najwyższego"
Dopytywany, czy PiS może chcieć skorzystać z tej możliwości, gdy nie będzie chciał zaakceptować wyników wyborów, odpowiedział, że "to nie jest rola Sejmu akceptowanie wyników wyborów".
- To jest rola Sądu Najwyższego, niestety nie całego, tylko Izby Dyscyplinarnej. Uważam tę zmianę za kuriozalną i kompletnie niepotrzebną, bo przez ostatnie 30 lat nikt nie miał wątpliwości co do działania Sądu Najwyższego w sprawie legalności wyborów w Polsce - mówił.
- My akceptujemy wynik wyborów sprzed czterech lat, gdzie wygrała jedna partia i nikt tego nie podważał. Więc po co było zmieniać dobrze funkcjonujące rozwiązanie, gdzie cały Sąd Najwyższy akceptował? Dlatego, że polityka, która wkroczyła do wymiaru sprawiedliwości, nie ogarnęła całego Sądu Najwyższego, tylko Izbę Dyscyplinarną? To była ta inspiracja? - pytał.
"Sami stworzyli najkrótszą możliwą kampanię"
Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że argument Prawa i Sprawiedliwości o tym, że posiedzenie zostało przerwane, żeby kampania wyborcza była dłuższa, "trzeba włożyć między bajki".
- Sami skrócili kampanię, stworzyli najkrótszą możliwą kampanię, dali najmniej czasu na zbiórkę podpisów i dzisiaj mówią "nie marnujmy czasu na posiedzenia Sejmu, bo trzeba robić kampanię". To można było wybory zrobić pod koniec października, na początku listopada, a nie w pierwszym możliwym terminie. Wtedy ta kampania byłaby dłuższa - podkreślał.
- Ale może opozycja by miała szansę prezentować swój program, bo najpierw przez wiele tygodni słyszeliśmy, że go nie ma, pomimo że pokazywaliśmy: emeryturę bez podatku, zieloną energię, tani prąd, dobrowolny ZUS. Trzeba było skrócić kampanię, żebyśmy mieli krótszy czas na dotarcie (do wyborców - red.) - stwierdził prezes PSL.
"Szyba pancerna, jaką wydaje się być dzisiaj obóz rządzący, ma coraz więcej rys"
Kosiniak-Kamysz odniósł się również do odrzuconego wniosku o wyrażenie wotum nieufności dla ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Wniosek miał związek z doniesieniami Onetu, który napisał, że urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości - w tym były już wiceminister Łukasz Piebiak - mieli stać za zorganizowanym hejtem wobec sędziów krytykujących zmiany w wymiarze sprawiedliwości wprowadzane przez Zjednoczoną Prawicę.
Pytany, czy Prawu i Sprawiedliwości przyjdzie zapłacić w tych wyborach rachunek za takie sytuacje, odpowiedział, że jego zdaniem "za sumę tych zdarzeń w jakimś stopniu tak".
- Ta szyba pancerna, jaką wydaje się być dzisiaj obóz rządzący, ma coraz więcej rys i w końcu suma tych rys doprowadzi do jej pęknięcia. To jest zawsze kwestia czasu. Kiedyś czara goryczy się wypełnia i przelewa - ocenił.
Jak mówił, jeździ po całej Polsce i "emocje są bardzo różnorodne". - Dużo jest pytań o służbę zdrowia, brak bezpieczeństwa pacjentów, brak dostępności do lekarzy, brak leków, niskie standardy - wymieniał.
Autor: kb//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24