Czuję coraz większą potrzebę uporządkowania swojego życia i przekazania prawdy o tym, co za tego życia się wydarzyło - mówi Lech Wałęsa w wywiadzie dla "Newsweeka". Wyznaje, że "widmo końca nawiedza go coraz częściej", choć zapewnia, że śmierci się nie boi.
Wałęsa przyznaje, ze o Bogu wspomina coraz częściej. Jak zaznacza, ma już 72 lata i z męskich spraw zostało mu już tylko golenie, a widmo końca nawiedza go coraz częściej. Śmierci - jak zapewnia - się nie boi, jest nawet ciekawy tego, co znajduje się po drugiej stronie.
- Czuję jednak - mówi Wałęsa - coraz większą potrzebę uporządkowania swojego życia i przekazania prawdy o tym, co za tego życia się wydarzyło.
Pojednał się choćby z Jaruzelskim, który zmarł kilka miesięcy temu. Jak przekonuje w wywiadzie były prezydent, generał robił to, w co wierzył i "trudno go za to winić". Sam nie zgadza się ze stanem wojennym, ale rozumie, jak trudne jest podejmowanie wielkich decyzji. Na liście osób "do pojednania" został mu jeszcze Kiszczak. Wałęsa zaznacza, że próbował się z nim rozmówić na temat dokumentów tajnych współpracowników. Mówił: "Panie, przecież my się już kończymy, powiedz pan prawdę, jak było z tymi papierami na mnie. Że to wszystko było zrobione".
Kiszczak najpierw obiecał wyjaśnienie sprawy, potem się z tego wycofał.
Wypełniony testament
Wałęsa zaznacza, że nie ma osób, z którymi by się nie pogodził przed śmiercią. Nawet z Jarosławem Kaczyńskim, który "postawił na nieudaczników i na Smoleńsk", ale "sam w zamach nie wierzy". By jednak do pojednania doszło, prezes PiS musiałby odejść z polityki - deklaruje Lech Wałęsa.
Pogodzi się też być może - jak dodaje - z żoną, która napisała książkę o ich życiu. Choć, jak zaznacza Wałęsa, to nie jest kwestia wybaczania, ale zaakceptowania pewnych zmian. - Wziąłem żonę prostą, nie pisarkę - mówi.
Były prezydent podkreśla w wywiadzie dla "Newsweeka", że wypełnił testament rodziców, który brzmiał: "odzyskajcie straconą wolność, odłączcie Polskę od Sowietów".
Autor: MAC//rzw / Źródło: Newsweek