Marek Falenta, główny podejrzany w aferze podsłuchowej, może być informatorem służb specjalnych - sugeruje "Gazeta Wyborcza". Falenta zarzuty odpiera. "Nie jestem i nigdy nie byłem współpracownikiem ani ABW, ani CBA" - przekonuje.
Dwa tygodnie temu członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych Marek Opioła z PiS pytał szefa ABW płk. Dariusza Łuczaka, czy Falenta jest informatorem Agencji. Odpowiedź była wymijająca - pisze "Gazeta Wyborcza". - Wojtunik jest w trudnej sytuacji, bo jeśli CBA uznało Falentę za tajnego informatora, to nie może nic o tym powiedzieć posłom. To najbardziej strzeżone dane, nie można ich ujawnić nawet przed sądem - mówi "GW" bliski współpracownik Wojtunika. Według informacji gazety agenci CBA traktowali wiadomości od Falenty jako raporty agentury, a biznesmenowi nadali kryptonim operacyjny. Falenta na swoim blogu po publikacji gazety napisał, że "nie jest i nigdy nie był współpracownikiem ani ABW, ani CBA". "Wszystkie rozmowy z przedstawicielami tych służb odbyły się z inicjatywy ich funkcjonariuszy. Traktowałem je jako swój obowiązek, ponieważ spółki, w które jestem zaangażowany, należą do sektorów strategicznych dla państwa - tłumaczy. I dodaje: "Jeżeli ktoś ze służb insynuuje, że jestem informatorem ABW, CBA czy innych organizacji o trzyliterowym skrócie, apeluję o upublicznienie deklaracji, jaką podpisałem".
Falenta przekonuje też, że wypowiedzi przedstawicieli służb, na które powołuje się "GW", mijają się z prawdą. "W mojej ocenie jest to sygnał, że próbują oni wyciszyć aferę podsłuchową poprzez objęcie najważniejszych informacji w tej sprawie tajemnicą państwową i uciec od odpowiedzi na kluczowe pytanie - czy informowałem służby o nagraniach w warszawskich restauracjach. To byłaby przecież dla nich kompromitacja" - podsumowuje.
Zarzuty po aferze
Prokuratura zarzuciła Falencie, że w latach 2013-14 zorganizował ze szwagrem podsłuchiwanie polityków, a następnie przekazał część nagrań tygodnikowi "Wprost". Biznesmenów obciążają dwaj kelnerzy restauracji Sowa & Przyjaciele oraz Amber Room, gdzie zamontowano podsłuchy. Początkowo - jak przypomina "GW" - Falenta nie przyznał się do winy. Potem stwierdził, że o podsłuchach informował ABW i CBA, które teraz mszczą się na nim, bo nic w tej sprawie nie zrobiły. Wszczęto śledztwo, by zbadać słowa Falenty. Dlatego sejmowa komisja ds. służb 24 września spotkała się z szefem ABW płk. Łuczakiem. Zaprzeczył on, że Agencja dostała od biznesmena informacje o podsłuchach. Jeden z członków komisji powiedział "GW", że to ABW zainicjowała rozmowy z Falentą, bo Agencja odpowiada za bezpieczeństwo ekonomiczne państwa. Chodziło o import węgla z Rosji. W rozmowach Falenta miał się tłumaczyć ze swoich rosyjskich kontaktów. Przekazywał też ABW uwagi na temat nadużyć w handlu polskim węglem. - Poradzono mu, by rozmawiał z CBA - mówi "GW" poseł ze speckomisji.
"Niestosowne pytanie"
Wojtunik napisał do szefa speckomisji, że CBA nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
Były minister sprawiedliwości Marek Biernacki powiedział w "Jeden na jeden" w TVN24, że pytanie o to, czy Falenta był agentem, jest niestosowne, bo Paweł Wojtunik jako minister i osoba doświadczona nie udzieli takiej odpowiedzi.
Dodał, że Wojtunik nie musi zaprzeczyć ani potwierdzić. - Każda odpowiedź jest złą odpowiedzią. Nikt nie ujawnia agentów - powiedział Biernacki.
Zaznaczył jednocześnie, że medialne informacje o tym, że jakoby Falenta był agentem CBA, wychodzą od niego samego. - Nie wierzę w to - powiedział Biernacki.
Autor: mac//gak / Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24