Prokuratura umorzyła śledztwo ws. podejrzeń korupcji, której miałby się dopuścić Bartłomiej Misiewicz, obecnie członek gabinetu politycznego ministra obrony narodowej. Oskarżyciele stwierdzili, że nie doszło do popełnienia takiego przestępstwa.
Sprawa zaczęła się od publikacji "Newsweek Polska". Dziennikarze tygodnika we wrześniu napisali, że ówczesny rzecznik MON i szef gabinetu ministra obrony Antoniego Macierewicza Bartłomiej Misiewicz proponował w sierpniu radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu". Zawiadomienie do prokuratury złożyli posłowie PO, zaś Misiewicz zaprzeczył ich oskarżeniom i podał się do dymisji z funkcji rzecznika MON.
Nie było propozycji korupcyjnych?
Prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim 24 października wszczęła śledztwo po tym zawiadomieniu. Podstawą był art. 229 kodeksu karnego, według którego, "kto udziela albo obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną w związku z pełnieniem tej funkcji podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
Prokuratorzy badali opisane przez "Newsweek Polska" spotkanie z 30 sierpnia w siedzibie Starostwa Powiatowego w Bełchatowie. Na nim bowiem miały paść ze strony Misiewicza - twierdzili zawiadamiający - propozycje korupcyjne wobec radnych powiatowych z PO.
Umorzenie i odmowa
28 listopada prokuratura umorzyła to śledztwo. Śledczy stwierdzili, że "czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego".
Przypomnijmy, że 15 listopada warszawska prokuratura odmówiła prowadzenia śledztwa (również z zawiadomienia posłów PO) w sprawie zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza jako członka Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a także zatrudnienia go jako szefa gabinetu politycznego w MON.
Autor: Maciej Duda, Robert Zieliński / Źródło: tvn24