Prokuratura domaga się roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata dla ppłk Marka Miłosza. Mężczyzna oskarżony jest o umyślne sprowadzenie ryzyka katastrofy i nieumyślne spowodowanie wypadku śmigłowca, na którego pokładzie był ówczesny premier Leszek Miller. Obrona wnosi o uniewinnienie pilota.
Według prokuratora, Miłosz powinien był przewidzieć ryzyko oblodzenia, które - jak ustaliła Komisja Badania Wypadków Lotniczych - było przyczyną wyłączenia silników i rozbicia śmigłowca. Zdaniem prokuratora, pilot mimo ryzyka, nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, pozostawiając ją w trybie automatycznym.
Obrona wnosi o uniewinnienie
Obrońcy ppłk. Marka Miłosza wnieśli o uniewinnienie swojego klienta. Adwokat Andrzej Werniewicz argumentował, że Miłosz prawidłowo wykonywał podejście do lądowania, nie wiedział o niesprawności czujnika oblodzenia i nie miał informacji meteorologicznych o ryzyku oblodzenia. Sam Miłosz prosił sąd, by wydając wyrok uwzględnił wiedzę, jaką dysponowała załoga tamtego dnia, a nie wszystkie ustalenia, poczynione przez ekspertów już po wypadku.
Ogłoszenie wyroku sąd zapowiedział na 22 marca.
Uratowało awaryjne lądowanie
Do wypadku doszło 4 grudnia 2003 roku. Maszyna Mi-8 z 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego wracająca z Wrocławia do Warszawy z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem rozbiła się pod Warszawą. Miłosz zdołał awaryjnie wylądować, stosując manewr autorotacji. Jego opanowanie i umiejętności podkreślali doświadczeni piloci.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24