Po spotkaniu z prezydentem ws. afery hazardowej premier Donald Tusk był wyraźnie zdenerwowany. Tak wynika w każdym razie z relacji Jerzego Szmajdzińskiego z SLD, który również brał udział w spotkaniu z Lechem Kaczyńskim. Polityk lewicy potwierdza: - Premier wyszedł przed końcem spotkania. Widać, że nerwy puszczają premierowi.
Chociaż Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu, nie chciał ujawnić szczegółów spotkania w Belwederze, przyznał, że "atmosfera nie była dobra, była napięta. Było momentami nieprzyjemnie".
I dodaje, że "wydaje się, że premier nie wytrzymał ciśnienia spotkania". Jak? - Sposób zachowania, nagła potrzeba wyjścia ze spotkania, które widać było, że za kilka minut się kończy - wyjaśnia Szmajdziński.
Z jego słów wynika, że Tusk wyszedł od prezydenta tuż "po wygłoszeniu oświadczenia". - Nie zamierzał brać udziału w dyskusji, ani odpowiadać na pytania - mówił w TVN24 wicemarszałek.
Premier nie dyskutował o komisji
Pytany, jakie zatem wyniósł wrażenia ze spotkania, Szmajdziński powiedział, że dotyczyło ono "w sumie apelu prezydenta, by zachować maksymalną transparentność w tej sprawie".
Polityk lewicy dodał, że prezydent jest zwolennikiem komisji śledczej w sprawie tzw. afery hazardowej, ale premier nie mówił o komisji. W Belwederze nie było żadnej wymiany poglądów na ten temat.
Komisja tak czy inaczej niewygodna dla PO
Co na temat komisji uważa Szmajdziński, którego klub jako pierwszy wystąpił z pomysłem jej powołania? - Jeśli PO się nie zgodzi, cała opinia publiczna będzie przekonana, że ma coś do ukrycia - wyjaśnił polityk SLD. - A jeśli się zgodzi, to zostaną odkryte kulisy kuchni politycznej PO i jak widzę PSL, ponieważ Stanisław Żelichowski [szef klubu PSL - red.] już wie, że tej komisji być nie może - dodał.
PSL nie chce komisji?
Przypuszczenia Szmajdzińskiego co do stanowiska PSL w sprawie komisji śledczej potwierdza Ewa Kieszkowska, wicemarszałek Sejmu z ramienia ludowców. - Musimy porozmawiać na ten temat. Moje osobiste przekonanie jest takie, że rola komisji śledczych się zdeprecjonowała - mówiła w TVN24 Kieszkowska.
Ona również przyznała, że spotkaniu w Belwederze towarzyszyły emocje, ale wbrew Szmajdzińskiemu działaczka PSL uważa, że towarzyszyły one zarówno premierowi jak i prezydentowi.
Ktoś pukał palcami w blat. Kto?
Podobnie jak Szmajdziński, Kieszkowska nie chciała zdradzić szczegółów spotkania. Nie odpowiedziała na pytanie, czy ktoś podnosił głos, gdyż "to nie jest najistotniejsze". Zaraz jednak dodała, że "to, że ktoś pukał palcami o blat, to jest mało istotne".
Kto pukał? - Niejedna osoba - uchyliła się od odpowiedzi Kieszkowska, przyznając, że "można było wyczuć zniecierpliwienie", a premier rzeczywiście opuścił spotkanie wcześniej. - Może miał coś wcześniej zaplanowane - zastanawiała się działaczka PSL.
Zdegustowany Putra
Także wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra z PiS był zaskoczony zachowaniem premiera. - Byłem zdumiony poziomem zdenerwowania Donalda Tuska - podkreślił na konferencji prasowej PiS. Z relacji Putry wynika, że premier przerywał prezydentowi i wchodził mu w słowo. - Na koniec wygłosił oświadczenie, które było skróconą wersją wczorajszej konferencji prasowej. Potem wstał i wyszedł razem z marszałkiem Komorowskim, nie można było zadać mu żadnego pytania. Byłem postawą obu panów zniesmaczony - dodał.
30 minut w Belwederze
Spotkanie w Belwederze poświęcone aferze hazardowej, na którym pojawili się premier Donald Tusk, wicepremier Grzegorz Schetyna, minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, a także marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i politycy PiS z prezydium Sejmu i Senatu, trwało zaledwie ponad 30 minut. Premier i marszałek Sejmu, którzy wyszli do dziennikarzy, w ostrych słowach podsumowali rozmowę z Lechem Kaczyńskim.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24