Mieli numery auta i sześciu świadków, jednak przez dwa miesiące policja nie mogła znaleźć sprawcy wypadku, w którym ranne zostało 10-letnie dziecko. Dopiero gdy na komisariacie pojawiła się telewizja, okazało się, że w sprawie nastąpił przełom.
Matka 10-letniego Patryka Kostki niechętnie wraca pamięcią do 21 listopada. To wtedy samochód potrącił jej dziecko. Kierowca jechał za szybko, nie zatrzymał się i nie udzielił chłopcu pomocy. Patryk stracił przytomność, był cały we krwi.
"Przecież to nie jest igła w stogu siana"
Sześciu świadków zapamiętało markę, kolor i numery rejestracyjne samochodu. Matka liczyła, że w tej sytuacji zatrzymanie kierowcy to tylko formalność. - Przecież to nie jest igła w stogu siana. Przecież ten samochód gdzieś jeździ i ktoś nim jeździ. Ten kierowca wtedy nie był sam, tam siedziały jeszcze dwie osoby – wylicza Iwona Kostka
Ale to, co było oczywiste dla matki, dla policji już takie oczywiste nie było. Po blisko dwóch miesiącach dochodzenia zadzwonił do niej funkcjonariusz, który prowadzi sprawę, i powiedział, że będzie umorzona. Okazało się, że samochód na kilka miesięcy przed wypadkiem zmienił właściciela, a nowy nabywca, ten, który prawdopodobnie potrącił Patryka, nie zarejestrował go, a swoje dane sfałszował.
"Czekaliśmy na odpowiedź"
Gdy o dochodzenie zapytał reporter "Prosto z Polski", okazało się, że są nowe tropy. Doszło wręcz do przełomu w sprawie, a mianowicie wytypowano podejrzanego. Mieszka w innym województwie, ale policjanci z Gdańska nawiązali juz kontakt z tamtejszymi funkcjonariuszami
Dlaczego dopiero po dwóch miesiącach? - Czekaliśmy na odpowiedź z tamtej komendy i na dokumenty z urzędu na udostępnienie umowy kupna – wyjaśnia Aleksandra Malinowska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. A teraz czekają na zatrzymanie sprawcy.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24