W sumie 60 tys. zł żądali Remigiusz M., Maciej L. i Henryk S. od gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej. Ich zdaniem śledztwo ws. nieprawidłowości w ściganiu porywaczy Krzysztofa Olewnika, w którym występują w charakterze podejrzanych, nadmiernie się przeciągało. Przegrali. Płocki sąd okręgowy odrzucił wczoraj wniosek policjantów.
- Sąd nie stwierdził, by to prokuratorskie śledztwo trwało dłużej niż jest to konieczne dla wyjaśnienia wszystkich okoliczności faktycznych i prawnych, które są istotne dla rozstrzygnięcia sprawy. Dlatego wczoraj oddalono skargi Remigiusza M., Macieja L. i Henryka S. o stwierdzenie przewlekłości postępowania – potwierdza informacje tvn24.pl sędzia Joanna Kasicka, rzecznik Sądu Okręgowego w Płocku.
Tłumaczy, że sąd skontrolował czynności gdańskiej prokuratury w śledztwie przeciwko trzem policjantom "kierując się kryteriami niezbędnymi do wykazania czy doszło w sprawie do przewlekłości czy nie".
Narazili życie Krzysztofa
Trzej policjanci z policyjnej grupy rozpracowującej kulisy zniknięcia Krzysztofa Olewnika od 2008 roku są podejrzanymi o utrudnianie śledztwa oraz o niedopełnienie swoich obowiązków, w efekcie czego mogło zostać narażone życie Krzysztofa Olewnika. Policjantom grozi do trzech lat więzienia.
Dwóm z nich: Remigiuszowi M. (b. szefowi policyjnej grupy operacyjnej, która w latach 2001 – 2003 nie potrafiła odnaleźć Olewnika) i Maciejowi L. (policjantowi z Płocka) w czerwcu gdańska prokuratura rozszerzyła zarzuty o niszczenie podsłuchów.
Kazał zniszczyć swój podsłuch?
Jak ustalił tvn24.pl, prokuratorzy uważają, że policjanci zniszczyli m.in. podsłuchy rozmów z telefonu Jacka K., byłego wspólnika i przyjaciela Krzysztofa Olewnika, który obecnie jest także podejrzany o współudział w uprowadzeniu.
K. w 2001 roku przez telefon rozmawiał ze sprawcami i negocjował warianty przekazania okupu. Ustalono jednak, że z tego samego telefonu rozmawiał z numerem zarejestrowanym na Remigiusza M. i w to w momentach, w których miał przekazywać pieniądze porywaczom. Nagrania tych rozmów Remigiusz M. i Maciej L. polecili zniszczyć, jako nieprzydatne. Na jaw wyszło także, że Jacek K. mógł mijać się z prawdą, co do samego telefonu, który miał nabyć z polecenia porywaczy. K. twierdził, że miał go od grudnia 2001 roku. Prokuratura sprawdziła, że ten numer był aktywny dużo wcześniej, bo od lipca.
Obaj policjanci mieli też polecić zniszczyć operacyjne podsłuchy Wojciecha Franiewskiego i Sławomira Kościuka skazanych za porwanie Krzysztofa Olewnika. Ten nieznany wątek afery tvn24.pl ujawnił w marcu.
Chcieli w sumie 60 tys. zł
Właśnie po rozszerzeniu zarzutów o niszczenie podsłuchów Remigiusz M. i Maciej L., postanowili zaatakować prokuraturę. Uznali, że sprawa przeciwko nim jest prowadzona zbyt długo, a zarzuty jakie im przedstawiono są niejasne. W lipcu do płockiego sądu złożyli wniosek o uznanie śledztwa gdańskich prokuratorów za przewlekłe i wypłacenie im po 20 tys. zł. tzw. "odpowiedniej sumy pieniężnej".
- To forma pieniężnego zadośćuczynienia jakie strony śledztwa, czyli pokrzywdzeni lub - tak jak w tym przypadku - podejrzani mogą zażądać za nieuzasadnione, zbyt długie prowadzenie śledztwa. Gdyby ci podejrzani wygrali w sądzie, to z naszego budżetu musielibyśmy im wypłacić 60 tys. zł – precyzuje w rozmowie z tvn24.pl Krzysztof Trynka, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Nie przekazywali dowodów
Trynka dodaje, że śledztwo przeciwko policjantom trwa tak długo m.in. przez skomplikowane procedury ujawniania tajnych materiałów operacyjnych policji. Prokuratorzy bowiem wciąż trafiają na nowe, tajne dowody, które gromadzili Remigiusz M. i Maciej L., a których nigdy nie przekazali prokuraturze.
Podejrzani policjanci nie przyznają się do winy. W czerwcu złożyli do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu skargi na działania gdańskiej prokuratury. W tej skardze obaj zarzucają śledczym m.in. niechęć prokuratury do przesłuchania zwierzchników policjantów, którzy ich zdaniem ponoszą odpowiedzialność za brak środków niezbędnych do pracy operacyjnej.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24