W przygotowanym przez PiS projekcie ustawy o prokuraturze znajdują się dwa kontrowersyjne zapisy. Ich kluczowe sformułowania to "interes społeczny" oraz "bezpieczeństwo państwa". PiS twierdzi, że przede wszystkim będzie to większe pole do działania dla prokuratorów. Zdaniem przewodniczącego Krajowej Rady Prokuratury, Marka Staszaka, możliwe są nadużycia. Materiał programu "Czarno na białym".
Projekt ustawy o prokuraturze został skierowany do sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Zakłada on między innymi połączenie funkcji Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości oraz kontrowersyjny zapis nazywany "licence to kill" o tym, że prokurator nie będzie karany za działania niezgodne z prawem, jeśli jest to w interesie społecznym.
"Nie rozumiem tego zapisu"
Paragraf 2 artykułu 136 projektu zakłada, że "nie stanowi przewinienia dyscyplinarnego działanie lub zaniechanie prokuratora podjęte wyłącznie w interesie społecznym". - Jest całe postępowanie dyscyplinarne i tak naprawdę mamy na samym końcu sąd dyscyplinarny i to on orzeknie - powiedział Michał Wójcik z PiS, który reprezentuje partię w pracach nad projektem. - Otóż prokurator, dajmy na to, może kwestionować czy krytykować prokuratora ze względu na prowadzone postępowanie dyscyplinarne przeciwko niemu. Może na przykład odmówić wykonania jakiegoś polecenia twierdząc, że to polecenie ewidentnie narusza przepisy prawa. I pytanie jest, czy on powinien ponieść odpowiedzialność czy nie, czy ma prawo ustawodawca przewidzieć pewną furtkę dla takiej sytuacji, to jest właśnie ta furtka - dodał. Jego zdaniem ta „furtka” da prokuratorom większą niezależność.
- To tak jakbyśmy w kodeksie karnym wprowadzili, że jest odpowiedzialność za zabójstwo - kto zabija człowieka podlega karze pozbawienia wolności od lat ośmiu do dożywocia, ale jeżeli ten ktoś zabije w interesie społecznym, no to w takim razie nie będzie odpowiadał - stwierdził Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy.
Zapis krytykuje też Marek Staszak, przewodniczący Krajowej Rady Prokuratury. - Ten artykuł jest po prostu dla prokuratora zbędny. Chyba że z góry zakładamy, że te interpretacje będą bardziej niemerytoryczne niż merytoryczne - powiedział. - Nie rozumiem tego zapisu - dodał.
Staszak stwierdził, że nie widzi sensu w nadzwyczajnych interpretacjach, bo jeśli prokurator dziś pójdzie pod prąd i nie zgodzi się z przełożonym tak jak we wspomnianym przykładzie, to i tak rozstrzygnie to postępowanie dyscyplinarne, czyli coś co już istnieje w prawie. Na pytanie, czy taki przepis może prowadzić do nadużyć odpowiedział, że nie chciałby "interpretować wszystkiego na nie, ale takie zagrożenie widzi".
"Konstrukcja nieznana polskiemu prawu"
- Jeżeli mówimy teoretycznie o konstrukcji ustawy to każde zachowanie może być w ten sposób usprawiedliwione. Począwszy od tego, że prokurator będzie się spóźniał z kończeniem śledztw, a skończywszy na tym, że brutalnie pobije podejrzanego - dodał adwokat, mecenas Łukasz Chojniak. - Nie jest tak, jak niektórzy mi mówią, że nagle Prokurator Generalny zdecyduje i prokuratorzy będą mogli chodzić po ulicach, bić ludzi i nie ponosić za to odpowiedzialności. To jest całkowita nieprawda - odpowiada na te zarzuty Wójcik.
Jednak zapis zdaniem Chojniaka "budzi ogromne obawy i zastrzeżenia". - To jest konstrukcja zupełnie nieznana polskiemu prawu. To jest konstrukcja, która wskazuje na to, że przy złej woli to jest pewnego rodzaju immunitet - powiedział. - Interes społeczny będzie oceniany poprzez pryzmat czego? Poprzez pryzmat między innymi ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego, który jest politykiem i który może dyktować co będzie tym interesem społecznym - podsumował Kaczmarek.
"Wiedza z postępowania może trafić do osób nieuprawnionych"
Kolejnym kontrowersyjnym zapisem jest paragraf 1 artykułu 12: "Prokurator Generalny, Prokurator Krajowy lub inni upoważnieni przez nich prokuratorzy mogą przedstawić organom władzy publicznej, a w szczególnie uzasadnionych wypadkach także innym osobom, informacje dot. działalności prokuratury, w tym także informacje dotyczące konkretnych spraw, jeżeli informacje takie mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa i jego prawidłowego funkcjonowania". - Mamy do czynienia z sytuacją, dajmy na to, w której Prokurator Generalny dowiaduje się o tym, że jest szykowany zamach na np. rurociąg, którym przesyłany jest gaz, czy ropa naftowa. W tym momencie nie ma prawa przekazać informacji o tym np. prezesowi firmy - argumentował obecność zapisu Wójcik.
Zdaniem byłego prokuratora Kaczmarka skutek takiego zapisu może być taki, że wiedza z postępowania przygotowawczego może trafić do osób nieuprawnionych. - W związku z powyższym cele tego postępowania, jakimi jest wykrycie sprawców, jakimi jest pociągnięcie ich do odpowiedzialności karnej mogą nie zostać osiągnięte - powiedział.
"Mieliśmy z tym do czynienia w przeszłości"
Obecnie przy każdej sprawie pracuje prokurator prowadzący. Może on udostępnić akta na każdym z etapów - czy to mediom, czy swoim zwierzchnikom. To jego decyzja i sam ocenia, czy to zrobić i czy nie zaszkodzi to postępowaniu. Według nowego rozwiązania Prokurator Generalny może pominąć zdanie prokuratora prowadzącego i bez względu na konsekwencje dla postępowania zapoznać się ze sprawą, a nawet ją ujawnić. - Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z taką szeroką interpretacją, wszędzie tam możliwe są nadużycia. Poza tym istnieje taka pokusa, zwłaszcza jeśli chce się w odpowiedni sposób przedstawić prace prokuratury, jeśli chce się zyskać jakiś aplauz społeczny. W przeszłości mieliśmy już z tym do czynienia - stwierdził Staszak z Krajowej Rady Prokuratury. W grudniu 2005 roku Zbigniew Ziobro, ówczesny minister sprawiedliwości przyjechał do siedziby PiS. Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, obejrzał wtedy akta śledztwa paliwowego. Było to kilkaset stron protokołów przesłuchań. Jarosław Kaczyński nie był wtedy premierem, a jedynie posłem i prezesem partii. Ziobro oskarżany był wtedy o przekroczenie uprawnień, ale sprawa została umorzona. Kaczmarek twierdzi, że dzisiejsze zapisy to skutek tamtejszych wydarzeń. - Nowy projekt ustawy o prokuraturze jest projektem, który niweluje wcześniejsze błędy ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobro. - Zbyt daleko idącą interpretacją byłoby mówienie o tym, że to jest przygotowywany przepis pod konkretną osobę. W żadnym razie. Prawo nie jest w stanie uregulować wszystkich sytuacji, czasami musimy zostawić pewne furtki. To są właśnie tego rodzaju furtki - argumentował broniący projektu Wójcik.
Autor: mart//kk / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24