Przedstawiciele PiS i Platformy rozmawiają o takiej ordynacji, która premiowałaby duże ugrupowania - wynika z informacji Faktów TVN. Donald Tusk w "Kropce nad i" powiedział, że takich rozmów nie ma.
- Rozmawialiśmy o tym, co można zrobić, aby ordynacja była zbliżona do tej większościowej. Żeby była jak najbliższa okręgom jednomandatowym i bezpośrednim wyborom - powiedział Faktom TVN sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna.
Tusk potwierdza: - PO chciałaby jednomandatowych okręgów wyborczych i ordynacji większościowej. Wiemy jednak, że w tej kadencji takie zmiany nie są możliwe - mówi. Dodaje też: - PO nie przyłoży ręki do gry przy ordynacji tak, żeby komuś zaszkodzić.
Pomysł jest taki, aby zamiast 41 okręgów wyborczych powstało 115 i z każdego okręgu wybierano by czterech posłów - informują Fakty. Choć nie jest to ordynacja większościowa, to jednak bardzo do niej zbliżona.
Politycy PiS i PO liczą nie tylko na więcej mandatów. Łączy ich też chęć osłabienia konkurentów. PO chce w ten sposób osłabić LiD wzmocniony obecnością Aleksandra Kwaśniewskiego. Lewica więc mówi nie, choć na zmianach mogłaby zyskać.
PiS taką ordynacją mógłby osłabić i tak już słabych koalicjantów: - Nie umiem się do tego odnieść z punktu widzenia naszego interesu - mówi Janusz Maksymiuk z Samoobrony. Według najnowszego sondażu PBS, ani Samoobrona, ani LPR nie weszły by do Sejmu. PO popiera 32 procent wyborców, a PiS 28 procent. Do Sejmu weszłaby jeszcze koalicja LiD z 13 procentowym poparciem. Samoobrona i LPR, mając odpowiednio 4 i 3 procent - pozostają pod kreską. Dlatego LPR nie może się zgodzić na czteromandatowe okręgi wyborcze.
- My chcielibyśmy takiej ordynacji wyborczej, w której zapisane byłoby blokowanie list - mówi Szymon Pawłowski z LPR.
Koalicja rozmawiała już o blokowaniu list, a nawet o obniżeniu progu, który pozwalałby wejść do Sejmu. - Jest taka potrzeba ze strony przynajmniej jednego z koalicjantów - mówił premier Jarosław Kaczyński na początku czerwca.
W PiS decyzja co do kierunku zmian w ordynacji nie zapadła, choć czteromandatowe okręgi mają swoich sympatyków: - Mnie się podoba. To jest w interesie wszystkich ludzi, którzy zbierają wysokie wyniki wyborcze - mówi poseł PiS Jacek Kurski.
Jarosław Flis, specjalista od ordynacji wyborczej uważa jednak, że taka ordynacja niesie ze sobą także sporo pułapek: - Te partie nie będą przez to bardziej spójne, nawet jeśli będą większe. Może się to skończyć kolejnymi rozłamami i przetasowaniami - mówi.
Także naukowcy uważają, ze takie sztuczne kreowanie sceny politycznej nie jest korzystne. Według nich, proces dochodzenia do dwóch, najwyżej trzech partii w parlamencie powinien być naturalny. - I nie nadmierne rozproszenie jest głównym problemem polskiej sceny politycznej, lecz raczej to, ze te partie są generalnie słabe i że nie bardzo odzwierciedlają rzeczywiste interesy i aspiracje elektoratów - mówi socjolog prof. Andrzej Rychard.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24