Nie widzę żadnych przeszkód, by Krzysztof Piesiewicz startował w wyborach do Senatu - powiedział poseł SLD Ryszard Kalisz. Jego zdaniem kontrowersyjne wydarzenia z udziałem polityka nie są przeszkodą. - One nie były takie za bardzo przypadkowe - stwierdził Kalisz, komentując ujawnione przez media zdjęcia, na których widać, jak Piesiewicz ubrany w sukienkę zażywa biały proszek.
Senator Piesiewicz zadeklarował w ubiegłym tygodniu, że chce ponownie ubiegać się o mandat senatorski. - Jak otrzymam propozycję od Platformy Obywatelskiej, abym kandydował, chętnie to zrobię. Na razie nikt ze mną o tym nie rozmawiał, ale z rozmów np. z panem Halickim (szefem PO na Mazowszu - red.) wynika, że nie ma żadnych przeciwwskazań - mówił Piesiewicz.
"Wykreowany incydent"
Kalisz, pytany w Radiu ZET, czy jego zdaniem Piesiewicz powinien kandydować w wyborach, powiedział: - Jest wyśmienitym parlamentarzystą, wybitnym adwokatem i nie widzę żadnych przeszkód, żeby startował. Nie ma żadnych przeszkód, żeby startował i mógł służyć swoją wiedzą i wrażliwością Polsce.
Dopytywany o to, czy historie, które przydarzyły się senatorowi, a które nie są rozwiązane, nie są przeszkodą, Kalisz odparł: - Ale pewnie będą rozwiązane. Coraz więcej wiemy już o tych historiach. One nie były takie za bardzo przypadkowe.
Kalisz podkreślił, że zna Piesiewicza ponad 30 lat i uważa go za wspaniałego człowieka i wielkiego prawnika. Dodał, że incydent z udziałem senatora, zarówno jego zdaniem jak i w opinii Piesiewicza, "był trochę wykreowany". Dopytywany przez kogo, odparł, żeby tę kwestię na razie pozostawić, ponieważ ani on, ani Piesiewicz, nie mają dostatecznych dowodów w tej sprawie.
Kompromitujące nagrania
Chodzi o ujawnienie w 2009 roku przez "Super Express" zdjęć, na których widać, jak Piesiewicz ubrany w sukienkę zażywa biały proszek. Jak się okazało pochodziły one ze spotkania senatora z Joanną D. i striptizerką Joanną S. z września 2008 r. Wtedy powstało kompromitujące nagranie, które kilka razy "odsprzedawano" politykowi. W sumie senator miał zapłacić szantażystom za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.
Przed warszawskim sądem toczy się proces szantażystów senatora.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP