- Zajmuję się górami i wspinaczką, bo to potrafię robić najlepiej. Jestem człowiekiem od gór - mówił w swoim ostatnim wywiadzie Artur Hajzer. Niepublikowana dotąd rozmowa została wyemitowana w "Faktach po Faktach".
Rozmowa z Arturem Hajzerem została zarejestrowana w kwietniu tego roku z okazji zimowego wejścia polskiej ekipy na Broad Peak w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy, który Hajzer stworzył.
- Profesjonalne podejście do gór każe mi przebywać na nich jak najkrócej, wykonać zadanie i schodzić - mówił.
- Zajmuję się górami i wspinaczką, bo to potrafię robić najlepiej. Cywilizacja ustawiła mnie na tym odcinku, że jestem człowiekiem od gór. Każdy z nas jest człowiekiem od czegoś - podkreślał himalaista.
- Dla mnie góry nie są jakąś fantastyczną, mistyczną areną, która mnie ciągnie. Raczej są groźne i straszne - mówił.
- W jakiejś dużej mierze jestem animatorem zjawiska pt. polski himalaizm zimowy. Jak ta idea powstała w 2010 roku, to niezdobytych zimą ośmiotysięczników było jeszcze pięć. Było o co powalczyć. Dziś jest ich tylko dwa. To, że te trzy zimowe wyprawy się odbyły, a dwie odniosły sukces, to daje mi wielką satysfakcję. Wielka rzecz - powiedział Hajzer.
Czołówka polskiego alpinizmu
Janusz Onyszkiewicz, prezes Polskiego Związku Alpinizmu, mówił w "Faktach po Faktach", że podczas wspinaczki nawet przy maksymalnej ostrożności i wiedzy można stracić życie. - Każdy z nas wyjeżdżając w wysokie góry ma świadomość, że może tam zostać - powiedział Onyszkiewicz. - Artur miał błędne przekonanie, że jego partner, Marcin Kaczkan, spadł. W związku z tym był pod presją, że trzeba szybko zejść na dół, zobaczyć co się z nim stało i mu ewentualnie pomóc - wyjaśnił.
Onyszkiewicz próbował odpowiedzieć na pytanie, czy w polskim himalaizmie i alpinizmie, poprzeczka nie została postawiona zbyt wysoko, o czym mogłyby świadczyć wypadki na Broad Peak i Gaszerbrumie.
- Poprzeczka została wysoko postawiona w przypadku Broad Peak. Ten dramat nie musiał się rozegrać, tak jak się rozegrał. Wyprawa Hajzera miała zupełnie inny cel - stwierdził. Jak dodał, celem tej wyprawy było pokonanie dwóch ośmiotysięczników za jednym zamachem, ale "wypadek nie był spowodowany tym że realizowano ten cel." - Trudno o bardziej doświadczonego i większej klasy alpinistę i himalaistę niż Hajzer. To nie byli nowicjusze, reprezentowali czołówkę - dodał.
Zdobywał szczyty
Wspinanie Artur Hajzer rozpoczął w roku 1976 od Tatr. Dalej były Alpy, w końcu wysokie góry. Zadebiutował w 1982 wspinaczką na szczyt Gaurishanka-Go w Himalajach Nepalu (6126 m n.p.m.). W kolejnym roku zdobył Tiricz Mir, najwyższy wierzchołek Hindukuszu (7706 m).
Z Jerzym Kukuczką 3 lutego 1987 dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę. Z ośmiotysięczników zdobył też Manaslu w 1986 wraz z Jerzym Kukuczką, Sziszapangmę 18 września 1987 wraz z Wandą Rutkiewicz, Ryszardem Wareckim i Jerzym Kukuczką, Dhaulagiri w 2008 i Nanga Parbat w 2010, oba z Robertem Szymczakiem. W 2011 wraz z Adamem Bieleckim i Tomaszem Wolfartem zdobył kolejny ośmiotysięcznik, Makalu.
Wspólnie z Krzysztofem Wielickim trzykrotnie szturmował południową ścianę Lhotse. W 1989 był głównym organizatorem akcji ratunkowej po lawinie pod Mount Everest, dzięki której udało się sprowadzić jedynego ocalałego Andrzeja Marciniaka.
Autor: db//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24