Pani Marii Pieprznej po zmarłym synu zostało 5 tysięcy złotych. Do spłacenia. Syn kredyt zaciągnął kilka lat temu, a ponieważ zmarł, teraz bank upomina się o swoje u jego matki. Kobieta nie ma pieniędzy, nie ma też pojęcia dlaczego bank przypomniał sobie o kredycie dopiero 3 lata po śmierci syna.
Pani Maria dokumenty syna trzyma w pościeli jak najcenniejszą rzecz. - Dobry chłopak był, robotny, ale lubił sobie wypić - wspomina. Jak każda matka nie może się pogodzić ze stratą syna. Zmarł 3 lata temu, cierpiał na nowotwór płuc. - Jeszcze mi go brak, jeszcze, ale co ja zrobię. Jak człowiek nie ma nikogo, to po co żyć? Do kogo się użalić, do kogo powiedzieć co, jeden mój syn tylko moje kłopoty wiedział, jeden syn mój chorobę moją... - mówi.
87-letnią kobietą od śmierci syna opiekuje się pan Grzegorz Wojciechowski. Przez całe lata był przyjacielem domu, pomagał w obejściu i przyjaźnił się z synem. Do końca odwiedzał go w szpitalu w Gorzowie. - Dwa dni przed urodzinami byłem u niego w szpitalu, mówił przyjadę na urodziny to sobie kawę wypijemy. I już nie przyjechał, a w same urodziny babcia telegram dostała, że zmarł, po południu listonosz przyniósł - opowiada pan Grzegorz.
Tajemniczy list
Po trzech latach listonosz przypomniał o śmierci syna. W maju przyniósł list polecony z Banku Pocztowego. Ani matka, ani pan Grzegorz nie rozumieli czego bank chce. Sprawę wyjaśnił brat Grzegorza, Sławomir. Przeczytał, że 6 lat temu zmarły 3 lata wcześniej syn zadłużył się w banku na 2 tysiące a dziś pani Maria ma spłacić z odsetkami 5 tysięcy.
- Powiem tak: mało nie zeszła z tego świata z nerwów, bo nie wiedziała co to jest, a przede wszystkim za co - wspomina reakcję pani Marii pan Sławomir.
Wszystko dlatego, że pan Józef, nim zmarł, matce o swoim zadłużeniu nic nie powiedział. - Ja nic nie wiem, co on robił. Jego wina jest, ale co z grobu go wyciągnę, żeby on to wszystko powiedział? - pyta retorycznie pani Maria.
Bank wymaga
Tymczasem bank pouczył staruszkę, że jeśli spłacić długu za syna nie zechce, to czekają ją kolejne problemy. - W razie niedostosowania się do niniejszego wezwania bank skieruje sprawę na drogę postępowania sądowego, co narazi panią na dodatkowe wysokie koszty - czyta bankowe pismo pan Sławomir. On sam zdołał wywalczyć, że bank umorzył odsetki. Kapitał pozostał. Przez 20 kolejnych miesięcy staruszka powinna oddawać bankowi po 100 złotych miesięcznie.
Ale i takie rozwiązanie panu Sławomirowi się nie podoba. - Czy to nie sam bank powinien za ten kredyt przyjąć odpowiedzialność skoro udzielił go człowiekowi, który w momencie przyznania kredytu nie posiadał żadnych dochodów poza zasiłkiem z opieki społecznej - pyta.
W banku odpowiedzi na to pytanie też nie znają. - Każda taka sprawa jest sprawą indywidualną i jeżeli kredyt został udzielony, to być może osoba przedstawiła albo może nieprawdziwe zaświadczenie, ponieważ bank osobie pozostałej bez pracy rzeczywiście kredytu udzielić nie powinien - mówi Magdalena Ossowska–Krasoń rzeczniczka Banku Pocztowego. Jak dodaje, bank musi działać zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, również z prawem spadkowym.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24