Rosjanie nie mogli określić stanu świateł na lotnisku w Smoleńsku po katastrofie Tu-154M ze względu na "dużą intensywność lotów" - głosi raport MAK. Jednak jedynym samolotem, jaki wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia po katastrofie, był tupolew z Władimirem Putinem na pokładzie. Tymczasem kontrolę świateł wykonano dopiero 11 kwietnia rano. Okazało się, że wiele z nich jest niesprawnych. "Nie miało to wpływu na katastrofę polskiego samolotu" - twierdzi jednak MAK. "Takie stwierdzenia nie ma uzasadnienia w faktach" - odpowiada strona polska.
Sprawa oświetlenia na smoleńskim lotnisku budzi emocje niemal od początku. Tydzień po katastrofie tvn24.pl pokazał zdjęcia rosyjskich wojskowych i milicjantów, którzy wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego. Cała akcja miała mieć miejsce kilka godzin po katastrofie. Fotografie wykonał białoruski dziennikarz Siergiej Serebro. CZYTAJ WIĘCEJ
MAK: światła "bez wpływu na katastrofę"
Raport MAK miał wyjaśnić tę sytuację. Według Rosjan, kontrola przeprowadzona 10 kwietnia między 7.00 a 8.00 (czasu rosyjskiego) wykazała, że oświetlenie było sprawne i gotowe do pracy.
Ostatnią przed 10 kwietnia kontrolę lotniczą oświetlenia przeprowadzono natomiast dwa tygodnie wcześniej: samolot An-12 wykonał dwa podejścia do lądowania. Na podstawie wyników wyciągnięto wniosek, że światła odpowiadają określonym wymaganiom i są zdatne do zabezpieczenia lotów bez ograniczeń.
Jednak bezpośrednio po katastrofie "określenie stanu systemu świateł w chwili zdarzenia lotniczego nie było możliwe z uwagi na dużą intensywność lotów do 5:00 11.04.2010. Uwag od załóg wykonujących loty w tym czasie Komisja nie otrzymała" - można przeczytać w raporcie.
Kolejny przegląd - dobę po katastrofie
Kolejny przegląd wykonano dopiero następnego dnia po katastrofie, 11 kwietnia o 9.00. "Stwierdzono, że światła drugiej i trzeciej grupy (800 i 700 metrów od progu WPP 26) nie istnieją, znajdują się resztki lamp, kabel zasilający oberwany. Na światłach pierwszej grupy (900 metrów) były rozbite filtry świetlne, z trzech żarówek świeciła jedna. Dane grupy świateł znajdują się poza granicami lotniska, w granicach miasta, w łatwo dostępnych niechronionych miejscach" - głosi raport.
Jednocześnie Rosjanie przekonują, że "praca środków radiotechnicznych, wyposażenia świetlnego oraz stan nawierzchni WPP lotniska Smoleńsk "Północny" nie miały wpływu na przyczynę zdarzenia lotniczego".
Intensywne loty to jeden samolot?
Skąd więc tłumaczenia i powód "dużej intensywności lotów", która miała uniemożliwić przeprowadzenie kontroli świateł?
Jedynym samolotem, który przyleciał do Smoleńska 10 kwietnia, był Tu-134 z premierem Władimirem Putinem na pokładzie, który wylądował o 20.23. Poza nim w Smoleńsku lądowały tylko śmigłowce. Pierwszy przybył na miejsce o 14.27, czyli niemal 4 godziny po katastrofie.
Co więcej, według raportu MAK, załogi samolotów przylatujących na lotnisko 10 i w nocy z 10 na 11 kwietnia nie miały żadnych uwag co do wyposażenia świetlnego. Dlaczego więc Rosjanie twierdzą w raporcie, że nie byli w stanie określić stanu świateł?
Polacy porównują lampy
Polacy w uwagach do raportu MAK zwracają uwagę na kwestię oświetlenia lotniska. Obok uwag w dokumencie zamieszczono obszerną dokumentację fotograficzną. Na zdjęciach widać, jakie lampy zainstalowane były w Smoleńsku, a jak powinny wyglądać w rzeczywistości. - Elementy świetlne (...) pochodziły z bliżej nieokreślonego urządzenia, nie posiadały luster i soczewek skupiających oraz możliwości regulacji kąta świecenia (...). Poza tym Polacy stwierdzają, że "elementy systemu świetlnego nie
Stwierdzenie, że (...) "Działanie wyposażenia świetlnego lotniska nie wpłynęło na rozwój sytuacji awaryjnej" (...) nie ma uzasadnienia w faktach Polskie uwagi do Raportu MAK
Na końcu dokumentu z polskimi uwagami do raportu czytamy, że stwierdzenie Rosjan, iż "działanie wyposażenia świetlnego lotniska nie wpłynęło na rozwój sytuacji awaryjnej" nie ma uzasadnienia w faktach.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Siergiej Amielin