Donald Tusk sobotę spędził z Polonią w Wielkiej Brytanii. - Dobrze wiem, że ci którzy zarabiają w Londynie pięć razy więcej niż w Polsce, nie wrócą tylko dlatego, że jakiś polityk przyjedzie i powie "wracajcie" - mówił do polskich emigrantów.
- Chcę ich przekonywać, by uwierzyli, że sytuacja w Polsce może się zmienić tak, że za rok, dwa czy trzy znajdą swój Londyn w Warszawie, Biłgoraju czy Łomży - mówił lider PO o polskich emigrantach na wyspach.
W Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) prezentował Narodowy Program "Powrót do domu": trzyletnie zwolnienie z PIT i składki rentowej dla rozpoczynających działalność gospodarczą, abolicja podatkowa dla pracujących w Wielkiej Brytanii w latach 2004-2006, ułatwienia w inwestowaniu pieniędzy zarobionych na emigracji.
- Ośmieszyłbym się, gdybym mówił dziś w Londynie: "Słuchajcie, wracajcie". Bo co? Dam im równie dobrze płatną pracę jak w Londynie? Nie dam - stwierdził Tusk. - Dlaczego wezwania polityków miałyby być skuteczne? Ja muszę zrobić porządek w Polsce na tyle, żeby sami się zdecydowali za rok czy za pięć lat. Chcę przywrócić Polakom wiarę, że także w Polsce można żyć i zarabiać. Bo oni wrócą, jeśli nie tylko ceny, ale i zarobki w Polsce będą zachodnie - dodał lider Platformy.
Wyjeżdżają, bo mają zachodnie ambicje, ale wschodnie rządy Jego zdaniem Polacy wyjeżdżają z kraju, bo mają zachodnie ambicje, ale "wschodnie rządy". - W Polsce niestety ciągle rządzą socjaliści spod znaku wschodniego myślenia. Aby Polacy chcieli wrócić, zostać w Polsce, musimy tak przebudować ustrój, by przypominał rzeczywistość brytyjską czy irlandzką - i to jest możliwe. Jedyne, czego nam trzeba to więcej swobody, więcej wolności i więcej przedsiębiorczości - mówił szef PO.
Dyskusja w POSK miała chwilami temperaturę wrzenia, a na sali zabrakło miejsc, nawet stojących. - Wyjechałem z Chełmna, miasta które miało 20 tys. mieszkańców, a teraz ma 10 tys. Co pan zrobi, żebym wrócił do kraju? - pytał jeden z uczestników spotkania.
Padały też pytania o koalicje powyborcze PO. Tusk nie odpowiedział jednoznacznie. Aby cokolwiek zbudować - mówił - partie polityczne nie mogą się nienawidzić, chociaż nie muszą się kochać. Zmarnowaliśmy dwa lata, bo zwyciężyła logika, "kto kogo wykończy". "Biorę na siebie część odpowiedzialności" - przyznał.
- Od bijatyki nie stanie ani jedna cegła więcej. Nie chcę narazić Polski na kolejne lata bijatyki, choć wolałbym oczywiście, aby były prezydent był bardziej rześki na spotkaniach publicznych, a bracia Kaczyńscy mniej nienawidzili ludzi - zaznaczył.
Lider PO w Tesco Prawdziwą sensację Tusk wzbudził w Tesco w Hammersmith, gdzie w błysku fleszy i w świetle kamer odwiedził stoisko z polskimi produktami. W markecie pracuje około 20 Polaków, Tuska obsługiwała kasjerka Polka, od dwóch lat mieszkająca w Anglii.
Szef PO nie ma złudzeń, że wygra wybory głosami emigracji. Szacuje, że w Wielkiej Brytanii i Irlandii zagłosuje maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Skrytykował rząd, za to, że ciągle nie można głosować pocztą, przez pełnomocników czy przez internet.
Z Londynu Tusk jeszcze w sobotę wylatuje do Dublina, w niedzielę będzie w Glasgow, późnym wieczorem wróci do Polski.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24