- Wiedziałam że wkrótce go zobaczę, że uściskam i wycałuję... I czekałam na niego. Powiedziano mi, że nie przyleciał. A on był obok. Moje życie skończyło się razem z jego życiem - ze łzami w oczach wspomina przylot syna Roberta do Kanady Zofia Cisowska. Robert został śmiertelnie porażony paralizatorem 14 października zeszłego roku.
Robert Dziekański zginął porażony paralizatorami kanadyjskich policjantów. Reporterzy "Superwizjera" TVN rozmawiali z matką zabitego, która czekała na syna po drugiej stronie bramek.
- Przyjechałam do Kanady mając 50 lat. Rano chodziłam do szkoły, wieczorem do pracy - wspomina pani Zofia. - Było bardzo ciężko, ale ciągle myślałam tylko o tym, żeby sprowadzić Roberta do siebie, bo to jest... bo to był mój jedyny syn - mówiła z płaczem Zofia Cisowska.
"Ciągle mi powtarzano, żebym się nie martwiła" Polak zginął 14 października, gdy na lotnisku w Vancouver czekał na matkę.
- Chciałam go sprowadzić do Kanady, bo w Polsce miał problemy z pracą. Myślałam że tu coś znajdzie, że razem będziemy pracować, a na stare lata wrócimy do Polski - opowiada Zofia Cisowska.
Sąsiedzi z Polski wspominają Roberta jako złotą rączkę, takiego co to potrafi zrobić wszystko, do tego sumiennie i rzetelnie. Jednak w kraju Robert nie był w stanie znaleźć pracy. Miał też zatarg z prawem - odsiedział w więzieniu pięć lat za rozbój. Wyjazd do Kanady, do matki, miał być jego życiową szansą.
- Dziewięć godzin czekałam na niego na lotnisku. Najpierw powiedziano mi, że odprawa może potrwać kilka godzin, później uspokajano, że wszystko jest w porządku, a na koniec powiedziano, że syna nie ma w Kanadzie i wysłano mnie do domu. A on tam był obok - żali się Zofia Cisowska.
Nikt mu nie pomógł Zagubionemu na lotnisku Robertowi nikt nie udzielił pomocy, nie ułatwił mu poszukiwania matki. Zdenerwowany i zmęczony podróżą mężczyzna zaczął się głośno zachowywać. Policjanci użyli elektrycznych paralizatorów, by go uspokoić.
- Stres, wyczerpanie organizmu połączone z nerwowym oczekiwaniem na spotkanie z matką, do tego całkowicie obce środowisko. To wszystko spowodowało, że działania Roberta Dziekańskiego były nieskoordynowane i nieprowadzące do żadego celu. Wzbudziło to niepokój policji - tłumaczył zachowanie Roberta psychiatra sądowy Stanisław Teleśnicki.
"Robert nie był pijany! Był zmęczony, nie spał 50 godzin"
Pięciu policjantów miało uspokoić zdenerwowanego mężczyznę. Zamiast łagodnych słów użyli oni jednak paralizatorów. Porażenia okazały się śmiertelne.
- Zdziwiło mnie tłumaczenie policji, że nie wiedzieli kto to był, że był pijany albo pod wpływem narkotyków. A on był potwornie zmęczony, nie spał może z 50 godzin - opowiadała Zofia Cisowska. - I dlaczego nie wiedzieli kim był, przecież miał paszport. Nikt tego nawet nie sprawdził - mówiła z płaczem.
Wersje świadków i policji nie zgadzały się
Śmierć Roberta Dziekańskiego zszokowała nie tylko w Polaków, ale również mieszkańców Kanady. Sprawą zainteresowali się także kanadyjscy dziennikarze.
- Dochodziły do nas bardzo odmienne od oficjalnego tłumaczenia policji relacje świadków. Postanowiliśmy to sprawdzić - powiedział TVN Peter Grainger, dziennikarz kanadyjski. - Po ujawnieniu nagrania zobaczyliśmy, że policja wcale nie próbuje Roberta uspokajać i że nikt nie udzielił mu pomocy. Policjanci nie wezwali pomocy widząc, że Robert umiera - komentował inny dziennikarz Ian Murgrew.
"To było odrażające" Nagranie ujawnił Paul Pritchard. Tuż po zdarzeniu policja zabrała mu nośnik z obietnicą, że zostanie zwrócony. Później jednak policja wycofała się z obietnicy. Pritchard wniósł sprawę do sądu i odzyskał nagranie. Wtedy postanowił je opublikować.
- Po obejrzeniu odzyskanego nagrania byłem wstrząśnięty. To było odrażające. To nie powinno było się zdarzyć. Zginął niewinny człowiek. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić - opowiadał Paul.
Po ujawnieniu nagrania Kanadyjczycy nie kryli oburzenia. Zainterweniowała Polonia w Kanadzie. Także polski konsul w Vancouver Maciej Krych zaapelował do kanadyjskich władz o szybkie wyjaśnienie sprawy. Temat podjęło także polskie MSZ. W odpowiedzi kanadyjski Minister Bezpieczeństwa Publicznego John Les zapowiedział dokładne zbadanie sprawy.
- Wszystkie fakty na pewno wyjdą na jaw. Dopiero wtedy poinformujemy opinię publiczną i polską, i kanadyjską, co dokładnie działo się przez te 10 godzin, które Robert Dziekański spędził na lotnisku w Vancouver - zapowiedział Les.
Śmierć Polaka tematem gry Śmierć Polaka stała się tematem gry. W Internecie pojawił się film-gra osnuta na kanwie tragedii. Jej celem jest zabicie figurki imigranta z twarzą zabitego Polaka.
- Z takiej tragedii zrobiono grę ze zdjęciem mojego syna. Serce mi ból ściska. Kanada była dla niego ziemią obiecaną, ale zanim postawił nogę na tej ziemi... zginął - wspomina łamiącym się głosem Zofia Cisowska. O grze nie chce więcej mówić.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN