Specjalne autobusy, transport amfibią albo łódką, przeniesione lokale wyborcze - tak wygląda organizacja wyborów na zalanych przez powódź terenach. - Mój drewniany dom się rozleciał, nie wiem, co będzie ze mną dalej - mówi mieszkająca na korytarzu szkoły Genowefa Szast z zalanego Wilkowa. Ale głosować idzie. Podobnie, jak Bogdan Kaczmarek, który na głosowanie wraz z rodziną, musiał przypłynąć łódką.
W Wilkowie w woj. lubelskim, który został kompletnie zalany podczas powodzi, głosowanie odbywa się bez większych przeszkód. Sekretarz gminy Marcin Markowski uważa, że wybory zostały dobrze przygotowane.
Szczęśliwie z ośmiu lokali wyborczych w gminie Wilków tylko jeden - w Zastowie Polanowskim - został zalany przez wodę. Głosowanie w tym obwodzie odbywa się w sąsiedniej wsi Podgórze; lokal wyborczy przeniesiono do budynku dawnej szkoły, gdzie teraz jest świetlica. Pozostałe siedem lokali jest w tych samych budynkach co zawsze. Są wyżej położone, albo zlokalizowane na piętrach, nie były zalane, więc nie były konieczne remonty.
W tej samej gminie, w miejscowości Dobre, głosowanie odbywa się w szkole, gdzie mieszkają ludzie ewakuowani z zalanych terenów. Początkowo planowano, by lokal wyborczy urządzić w wojskowym namiocie przed szkołą, ale ostatecznie udało się wygospodarować jedno pomieszczenie w budynku.
"Dom mam zalany, ale będę głosować"
Tuż obok lokalu wyborczego, na szkolnym korytarzu od miesiąca mieszka 75-letnia Genowefa Szast. Umieszczono ją tu po przewiezieniu z zalanego Zastowa Karczmiskiego. - Mój drewniany dom się rozleciał, nie wiem co będzie ze mną dalej - mówi.
Genowefa Szast jeszcze nie głosowała, ale zapewnia, że na pewno odda głos. Czeka na syna, który mieszka w pobliżu, u kolegi. - Razem pójdziemy głosować - dodaje.
Mieszkająca naprzeciwko szkoły Lidia Szałas także zapewnia, że będzie głosowała. - Ja też pójdę, może się coś poprawi po tych wyborach - mówi Krzysztof Czopek. - Dom mam zalany, trzeba sprzątać, ale będę głosował - dodaje.
Dom mam zalany, trzeba sprzątać, ale będę głosował. Władysław Czopek, mieszkaniec Wilkowa
"Nie możemy dotrzeć do wszystkich"
Mieszkańcy dotkniętej powodzią miejscowości Świniary pod Płockiem głosują w niedzielnych wyborach prezydenckich w lokalu obwodowej komisji wyborczej przeniesionej do pobliskiego Juliszewa.
Urząd Gminy Słubice, na terenie której położone są Świniary i Juliszew, zapewnił powodzianom transport samochodowy do przeniesionego lokalu wyborczego.
Sekretarz gminy Słubice Barbara Kamińska powiedziała, że w niedzielę do godz. 8. w przeniesionym ze Świniar do Juliszewa lokalu obwodowej komisji wyborczej nr 1 głosowało 7 osób, które dotarły tam same, bez korzystania z pomocy w dojeździe.
Kamińska zapewniła, iż powodzianie mają zapewniony transport co godzinę, a każdy kurs samochodu straży pożarnej rozpoczyna się w miejscowości Rybaki, która wchodzi w skład przeniesionego obwodu głosowania.
Jeżeli będzie taka potrzeba, to uruchomimy nawet gimbusa. Na razie samochód strażacki nie ma kogo wozić. Są natomiast inne zgłoszenia, że ktoś chce dojechać, ale z kolei my nie możemy dojechać tam samochodem strażackim. Zastanawiamy się, jak rozwiązać problem. Sekretarz gminy Słubice Barbara Kamińska
- Jeżeli będzie taka potrzeba, to uruchomimy nawet gimbusa. Na razie samochód strażacki nie ma kogo wozić. Są natomiast inne zgłoszenia, że ktoś chce dojechać, ale z kolei my nie możemy dojechać tam samochodem strażackim. Zastanawiamy się, jak rozwiązać problem - powiedziała sekretarz gminy.
Zalane Świniary
Szkoła podstawowa w Świniarach, gdzie znajdował się właściwy dla tej miejscowości lokal obwodowej komisji wyborczej nr 1 została zalana dwukrotnie: po przerwaniu przez Wisłę wału przeciwpowodziowego 23 maja oraz na początku czerwca, podczas drugiej fali wezbraniowej na rzece.
Wraz głosowaniem w wyborach prezydenckich w Juliszewie odbywa się także, jak w całym okręgu płocko-ciechanowskim, głosowanie w wyborach uzupełniających do Senatu. W okręgu tym do obsadzenia jest mandat po senator PiS Janinie Fetlińskiej, która zginęła w katastrofie samolotu prezydenckiego w Smoleńsku 10 kwietnia.
Na wybory łódką
Drogę z zalanego przez powódź Wiączemina Nowego pod Płockiem do Juliszewa, gdzie został przeniesiony lokal obwodowej komisji wyborczej nr 1 w Świniarach, Bogdan Kaczmarek wraz z rodziną przebył łódką, a następnie samochodem.
- W Wiączeminie Nowym jesteśmy jeszcze zalani wodą. Musieliśmy wypłynąć łódką, bo tam jeszcze nic do nas nie dojeżdża, nawet straż pożarna - wyjaśnił Kaczmarek. I dodał: - Głosowanie to obowiązek każdego. Każdy powinien być na głosowaniu. Tak uważam.
Sandomierz: autobus i amfibia
W Sandomierzu powodzianie z prawobrzeżnej, dwukrotnie zalanej części Sandomierza w niedzielę głosują w wyborach prezydenckich w lokalu wyborczym usytuowanym w Przedszkolu Samorządowym nr 5. Siedzibę komisji przeniesiono tu ze szkoły zalanej przez wodę podczas majowej i czerwcowej powodzi.
Dla mieszkańców prawobrzeżnego Sandomierza Zakład Komunikacji Miejskiej uruchomił w niedzielę bezpłatne kursy autobusów. Kursują co godzina, od godz. 8. do 19.30. na dwóch trasach. Oprócz tego z miejsc, gdzie jeszcze zalega woda, w razie potrzeby ludzi na głosowanie będzie dowoziła amfibia.
Na Podbeskidziu zajęci sprzątaniem
Na Podbeskidziu mieszkańcy zalanych terenów nie spieszą się do urn. Zajęci są sprzątaniem po powodzi. Wykorzystują do tego każdą wolną chwilę.
Tak jest na przykład w Czechowicach-Dziedzicach koło Bielska-Białej. - Obawiam się o frekwencję. Mieszkańcy mają nadal pełne ręce roboty przy porządkowaniu domów. Naprawdę, mają dziś inne problemy - mówi wiceburmistrz miasta Maciej Kołoczek.
W jednej z komisji, która znajduje się w podtopionej szkole w Czechowicach - Dziedziach, do ósmej rano przyszły zagłosować ledwie cztery osoby. Nieco więcej wyborców pojawiło się tradycyjnie po porannej mszy świętej. Wśród nich byli także powodzianie. Pan Tomasz oderwał się od sprzątania. - Przyszedłem zagłosować, bo chcę, żeby było lepiej - powiedział.
Nie wszyscy są jednak tego samego zdania. Wiesław Ligęza z miejscowości Kaniówek Dankowski na Śląsku, gdzie woda dwukrotnie przerwała wał, na wybory nie poszedł. - Nie pójdę głosować. Nawet nie mam się w co ubrać, a nie chcę iść jak "szmaciarz". Teraz mam na głowie sprzątanie - powiedział.
"Chcieliśmy zamknąć lokal"
Nie pójdę głosować. Nawet nie mam się w co ubrać, a nie chcę iść jak "szmaciarz". Teraz mam na głowie sprzątanie. Wiesław Ligęza z zalanych Wilamowic na Śląsku
Także w zniszczonych przez wodę miejscowościach na Podkarpaciu nie wszyscy mieszkańcy palą się do głosowania. Twierdzą, że przez powódź nie mieli prądu, a przez to dostępu do mediów, nie śledzili więc programów i nie wiedzą, na kogo głosować. - Chcieliśmy nawet zamknąć lokal wyborczy, to zaraz wszyscy by się nami zainteresowali. No, ale wiadomo przecież, że tego nie zrobimy - mówią mieszkańcy Trześni.
Ale nie wszyscy prezentują taką postawę.
- Oczywiście, że głosuję. Warunki są przygotowane, wystarczy okazać tylko dobre chęci - uważa pani Stanisława z Trześni i dodaje, że jej dzieci mieszkające obecnie za granicą także zamierzają oddać głos. - Jesteśmy Polakami i to jest nasz obowiązek. Tak ich wychowałam - podkreśliła.
Trześń w gminie Gorzyce (powiat tarnobrzeski) to jedna z licznych miejscowości, która została zalana dwukrotnie w czasie obu fal powodziowych, jakie przeszły przez Podkarpacie w maju i czerwcu. Na skutek powodzi lokal wyborczy w Trześni przeniesiono z miejscowej remizy strażackiej do budynku szkoły, w której także widać ślady wielkiej wody.
Źródło: PAP, TVN24