Zastanawiam się jak to było możliwe, że pomimo lat prześladowań, głodu, cierpień, które widzieli, dramatów, których doświadczyli, byli w stanie znaleźć w sobie siłę, żeby się nie poddać, tylko jeszcze stanąć z bronią w ręku - podkreślał w TVN24 doktor Michał Trębacz, szef działu naukowego Muzeum POLIN w 76. rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie.
19 kwietnia 1943 roku w Warszawie rozpoczęła się nierówna, trwająca prawie miesiąc, walka słabo uzbrojonych bojowników z Żydowskiej Organizacji Bojowej oraz Żydowskiego Związku Wojskowego przeciwko niemieckim żołnierzom z oddziałów SS, Wehrmachtu, Policji Bezpieczeństwa i formacji pomocniczych. Powstanie w getcie warszawskim trwało prawie miesiąc. Zakończyło się klęską.
"Mówili o tym, że stawali do walki bez nadziei"
W 76. rocznicę zrywu zbrojnego opowiadał o nim we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 doktor Michał Trębacz, szef działu naukowego Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Przyznał, że nie zastanawia się, dlaczego uwięzieni w getcie zdecydowali się na powstanie. - Zastanawiam się bardziej, jak to było możliwe, że pomimo lat prześladowań, głodu, cierpień, które widzieli, dramatów, których doświadczyli, byli w stanie znaleźć w sobie siłę, żeby się nie poddać, nie zrezygnować ze wszystkiego tylko jeszcze walczyć, stanąć z bronią w ręku - podkreślał Trębacz.
Dopytywany, skąd brała się ta siła do walki, odparł: - Wielu mówi, że chciało się zemścić za te cierpienia, których doświadczyli ich bliscy, za śmierć, której byli świadkami, za bestialstwo, które obserwowali na ulicach. Chcieli pomścić tych, którzy zginęli - zaznaczył.
Podkreślił, że rozpoczynając zryw, powstańcy nie mieli nadziei na zwycięstwo. - Oni nawet mówili o tym, że stawali do walki bez nadziei. Wiedzieli, że w porównaniu z armią niemiecką są nieliczną grupą. Zdawali sobie sprawę z tego, że będą walczyć, ale najprawdopodobniej zginą - wskazywał szef działu naukowego Muzeum POLIN.
"Kilkaset pistoletów, jakieś karabiny, trochę materiałów wybuchowych"
Trębacz mówił też o tym, jak osadzeni w getcie Żydzi zbroili się na i przygotowywali do powstania.
- Większość broni kupili nielegalnie po tak zwanej aryjskiej stronie. Zdobywali w getcie pieniądze - albo z dobrowolnych składek, albo wymuszając je na innych - i kupowali broń - wyjaśniał.
Opowiadał też o sposobie transportu uzbrojenia na teren getta. - Część osób pracowała poza gettem, leganie wychodziła i transportowała, wracając, pojedyncze sztuki broni. Tego nie było dużo - kilkaset pistoletów, jakieś karabiny, trochę materiałów wybuchowych i granatów - wyliczał, podkreślając, że zajmowały się tym pojedyncze osoby. Zaznaczył, że "część broni dostarczyło do getta polskie podziemie".
"Widzieli ludzi wyskakujących z płonących domów"
Szef działu naukowego muzeum POLIN pdniósł się też do sposobu, w jaki na rozpoczęte powstanie reagowali mieszkańcy Warszawy.
- Getto płonęło zaraz od początku, słychać było strzały - coś, czego nie było wcześniej w Warszawie. Ludzie po drugiej stronie muru widzieli, co się dzieje w getcie. Część osób opowiada o tym, że widzieli ludzi wyskakujących z płonących domów. (...) Widzieli, patrzyli, pewnie większość patrzyła na to z obojętnością. Część osób obserwowała dramat i wiedziała, że obserwuje dramat ludzki. A są takie relacje, że cieszono się z tego, że getto płonie - wskazywał gość TVN24.
Autor: ads//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: research.archives.gov (PD)